wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 16.

W tym samym czacie w klasztorze wojownicy kończyli porządkowanie wcześniej zrujnowanego placu wokół klasztoru. Pracowali w pocie czoła do późnego popołudnia aż przywrócili pierwotny wygląd okolicy, co gorsza przez ten czas zaniedbali inne codzienne obowiązki takie jak trening, medytacja czy szorowanie posadzki w sali głównej na rozkaz swojego mentora. Po zakończeniu porządków i wykonaniu większej części dzisiejszych prac mnisi siedzieli obolali na ziemi, tylko Kimiko siedziała oparta o ścianę klasztoru i coś pisała w laptopie. W pewnej chwili do jej uszu dotarły słowa Smoka Ziemi.
- Jak myślicie komu zawdzięczamy ten bajzel?
Kimiko nie była dokładnie pewna kto był sprawcą tego incydentu, lecz miała stu procentową pewność że sprawcą tego nie jest Jack Spicer gdyż sam nigdy by nie wpadł na taki pomysł, a poza tym jaki miało by mieć sens zniszczenie samego placu treningowego? Szybko dodała kilka słów od siebie w stronę kowboja:
- Nie mam pojęcia, ale jak go dorwę to go zatłukę... Jak tylko przestanie mnie wszystko boleć.
W tym momencie do reszty drużyny przybiegł Smok Wody który wcześniej wybiegł w kierunku krypty z Shen Gong Wu aby sprawdzić czy żadne z nich nie zostało skradzione, ku jego zaskoczeniu żadnego nie brakowało. Wszystkie znajdowały się na swoich miejscach, szybko zaczął opowiadać Wojownikom o swoim odkryciu, Mnisi także nie wiedzieli co mają o tym myśleć i po co ktoś miałby napadać klasztor nie kradnąc niczego a jedynie niszcząc przyrządy treningowe.
 Raimundo przysłuchiwał się rozmowie przyjaciół, nie wiedział w jaki sposób ma powiedzieć im że to tylko i wyłącznie przez niego dziedziniec wyglądał jak po przejściu tornada. W krótkim czasie zrozumiał że w sumie lepiej będzie przyznać się do tego gdy nie ma przy nich Mistrza, zawsze to mniej oberwie po uszach. Niechętnie podniósł się z posadzki i podszedł do reszty przyjaciół, chciał mieć to jak najszybciej za sobą i nie ukrywać się ze swą winą, opuścił wzrok i po krótkiej chwili wahania przystąpił do wyznania swojej winy:
- Koledzy, muszę się wam do czegoś przyznać...
Ci na te słowa momentalnie zwrócili na niego wzrok i w zupełnej ciszy czekali na rozwój wypadków.
Przywódca dostrzegł na sobie pytające spojrzenie wojowników, mimo to nie rezygnował. W momencie gdy po raz kolejny otwierał usta, na plac wypełzał Dojo który nie wyglądał za dobrze i w tymże geście trzymał się łapami za miejsce w którym prawdo podobnie znajdował się jego żołądek.
Clay zamartwił się wyglądem smoka który najwyraźniej nie czuł się za dobrze.
- Dojo? Wszystko w porządku?
Smok wdrapał się na ramię kowboja, nie ukrywając iż miał spore problemy z dostaniem się na niego.
Miał wrażenie jakby w jego brzuchu trwał pojedynek mistrzów między Wuyą a Mistrzem Dashim od kilkuset lat, próbując zapobiec odruchom wymiotnym zakrywał dłońmi paszczę i próbował o tym nie myśleć. Smok chciał zrobić dobrą minę do złej gry i zaczął sączyć słowa przez zakrytą paszczę:
- Nie trzeba było jeść tych ciasteczek...
Smok głośno beknął i mówił dalej:
- Słuchajcie najnowszych wieści... przed kilkoma chwilami ujawniło się nowe Shen Gong Wu, niestety nie mam pojęcia jakie.
Raimundo na chwilę przestał zajmować się swoim przyznawaniem się do zniszczenia placu treningowego, zajął się zdobyciem nowego Wu a także wypróbowaniem swoich nowych mocy jako wojownik Shoku, nie zapominając także o możliwej próbie rewanżu na osobie która omal go nie zabiła.
Chłopak zwrócił się z zapytaniem do smoka o przybliżenie wyglądu i przeznaczenia mistycznego przedmiotu.
- A święty zwój nic nie mówi o tym Wu?
Smok zeskoczył z Claya i podpełzł do schodów prowadzących do budynku mieszkalnego na których leżał zwój, otworzył go i zaczął pokazywać zawartość wojownikom. Jednak w miejscu w którym powinna być wzmianka o przeznaczeniu tego przedmiotu widniała wielka dziura w papierze.
- Niestety, ale ta strona pamięta czasy wielkiego głodu. Wtedy ludzie jedli nawet papier.
Przywódca, wówczas klęczący przed zwojem wstał, musiał działać nawet gdy nie posiadał informacji o przedmiocie starał się zorganizować grupę do wyruszenia po tajemnicze Wu. Skierował wzrok na resztę drużyny i zaczął wydawać rozkazy:
- No... drużyno, czas wreszcie ruszyć się po to co nasze, macie dziesięć minut na przygotowanie się do drogi, potem ruszamy.
Omi i reszta drużyny o dziwo posłuchała Raimunda i wybiegła w swoich kierunkach aby jak najszybciej przygotować się do drogi. Jednak przywódca nie wiedział gdzie mają się kierować aby zdobyć Shen Gong Wu.
- A tak w ogóle, Dojo? to gdzie lecimy?
Smoka w tym momencie znów zemdliło, jednak odpowiedział na pytanie.
- Zdaj się na mnie i moją intuicję, tylko muszę...
W tym momencie smok szybko uciekł do pobliskich zarośli i dał upust swemu żołądkowi.
Przywódca przez chwilę patrzył w tamtym kierunku, Widząc smoka w takim stanie miał pewność iż nie dotrą na czas po magiczny przedmiot. sprawując przywództwo musiał wymyślić jakąś alternatywę transportu do miejsca docelowego.
- No jasne Dojo... polegam wyłącznie na tobie.
Chłopak wpadł na pomysł wybrnięcia z tego nie oczekiwanego problemu i pobiegł w kierunku krypty Shen Gong Wu, zszedł po krętych schodach na sam jej dół i otworzył jedną z kilkudziesięciu szufladek w których były przechowywane mistyczne przedmioty mocy. W owej szufladzie znajdował się mały przedmiot przypominający wyglądem ptaka, ten  przedmiot był w stanie przemienić się w  podniebny pojazd mogący dostarczyć wojowników na miejsce w nie dłuższym czasie niż na samym Dojo. A ponieważ Smok nie może w takim stanie latać Przywódca postanowił dotrzeć tam za pomocą tej maszyny. Zabrał ją z kamiennej szuflady i wybiegł na zewnątrz krypty gdzie reszta mnichów już czekała na niego w gotowości, widząc ich twarze odrzekł:
- To jak, gotowi?
Ci zgodnie poruszyli głowami a Przywódca wykrzyknął nazwę przedmiotu by po chwili mały przedmiot stał się latającą maszyną, przypominającą wyglądem jakiegoś morskiego stwora.
- Srebrzysta manta!
Raimundo jeszcze przemówił do przyjaciół zanim wsiedli do maszyny.
- Polecimy mantą bo nasz Dojo nie jest w stanie latać.
Kimiko nieco zaskoczyły słowa Brazylijczyka.
- Jak to lecimy? Już zapomniałeś że całkiem niedawno leżałeś w kałuży krwi? Jeszcze nie wydobrzałeś a masz zamiar walczyć, nie kupuję tego.
Smok Wiatru nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią, szybko i zdecydowanie zdjął opatrunek z czoła i odpowiedział do Japonki.
- Nic mi nie będzie a poza tym przywódca nie opuszcza swoich podwładnych, zwłaszcza jeżeli nimi są najlepsi przyjaciele. No lećmy już, szkoda czasu!
Omi, Clay i Kimiko wskoczyli do maszyny i usadowili się na miejscach dla pasażerów, Smok Wody czuł w sobie jeszcze nieco żalu z powodu przywództwa Raimunda, jednak zaczął przyzwyczajać sobie tą myśl jako właściwy wybór Mistrza Funga. Co ciekawsze coraz bardziej zaczął szanować Smoka Wiatru jako przywódce grupy. Raimundo w tym czasie wziął Doja na ręce i umieścił go w maszynie, nieco później sam wskoczył za stery pojazdu i wystartował. Uniósł maszynę nad klasztor i ruszył w kierunku wskazywanym przez Doja.
- Obyś wiedział dokąd mamy lecieć gadzie...
Dojo lekko zdenerwowany...
- Ej! wszystko słyszałem!