niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 30. Cz. 13.

Przed ostatecznym ciosem dziewczyna ocknęła się z przeraźliwym krzykiem. Zalana zimnym potem szybko usiadła. Co się stało? Gdzie jest? Nerwowo zaczęła szukać po okolicy ewentualnego zagrożenia. W pośpiechu lustrowała dłonie i twarz szukając dowodu że to nie był sen. Ku jej zdziwieniu na całym ciele nie nie było żadnych otarć ani zadrapań, Nawet kostka którą niby skręciła wydawała się być nienaruszona i w pełni sił. To wszystko stawało się dla niej coraz dziwniejsze.
- Przecież sobie tego nie wymyśliłam (Złapała się za głowę)
Nagle poczuła czyjąś dłoń na lewym ramieniu. Serce znów przyspieszyło swe bicie, dając tym samym kolejny zastrzyk adrenaliny. W przerażeniu chwyciła to coś i odrzuciła przed siebie. Bez zastanowienia wstała i przywołała swój żywioł, niczym rozwścieczona bestia chłonęła wzrokiem krzewy w które upadło to coś. Nie miała pojęcia z czym ma do czynienia. Czy to znów jakieś złudzenie? Coraz intensywniej skupiała wzrok na miejscu w którym poruszały się liście. Po chwili usłyszała czyjeś słowa:
- Jeśli w ten sposób traktujesz wszystkich swoich znajomych to ja im współczuje...
Ku jej zdziwieniu z owego miejsca wyłonił mały chłopczyk o ciemnozielonych oczach, trzymający w prawej dłoni małego misia. Na to zaskoczona i zdezorientowana dziewczyna nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa:
- Jaa...
Odwoławszy swą moc spuściła wzrok ku ziemi:
- To jest jakieś chore!
Malca zdziwiło zachowanie wojowniczki:
- Wszystko w porządku?
Kimiko złapała się za głowę i lekko nią potrząsnęła starając się poukładać ten bałagan myśli:
- Nic nie jest w porządku...
W między czasie chłopiec podszedł do ledwo stojącej Japonki i pomógł jej dostać się w pobliże zamkniętej bramy, prowadzącej do wnętrza góry. Usiadł on obok niej i oparł się o skalną ścianę:
- Leżałaś nieprzytomna przez dłuższy czas... Próbowałem cię jakoś obudzić ale bez skutku. Nie wyglądasz najlepiej...
Smok Ognia wolała małemu nic nie wspominać o uciążliwych omdleniach i dziwnych snach czy może raczej wizjach towarzyszących im. Czuła że starają się one zamącić jej w głowie.
Czyżby sprawka tego demona? Bądź co bądź jak na razie jest to jedyne co przychodziło jej na myśl. Ale skąd on wiedziałby że ona tu jest? Skoro jeszcze ani razu nie stanęła naprzeciw niego? Nawet nie ma pojęcia jak on wygląda. Jest duchem? Zwykłą chmurą czy może jednak posiada jakiś bardziej przyziemny wygląd?
W między czasie mały Rai z  nietęgą miną spoglądał  na zamknięte wejście:
- To co teraz? Wrót od zewnątrz nie da się otworzyć, próbowałem ale to nic nie dało.
Dziewczyna pomału dochodziła do siebie, wciąż jednak trzymała dłonie na twarzy:
- Guzik mnie to obchodzi, przyjaciół się nie zostawia samych sobie.
Kimiko była tym sfrustrowana, wszystko co na samym początku wydawało się być takie proste wcale takie nie było. I co teraz powinna zrobić? Ją i przywódcę dzieli kilkumetrowej grubości lita skała w której wykuwanie przejścia trwała by latami. To nie możliwe (Pomyślała).
To nie mogła być jedyna droga do środka, musi być inny sposób dostania się tam. Niestety nie potrafiła takiego sposobu dostrzec.
Chcąc dać upust złości zrodzonej z niemożności dotarcia do Brazylijczyka uderzyła pięścią w ścianę za sobą. To zaskutkowało usypaniem się drobnych kamyków ze skarpy nad nią. Nie chcąc zostać uderzona przez spadający odruchowo chwyciła małego i szarpnęła za sobą odsuwając się z niebezpiecznego miejsca. Na to malec rzucił w stronę dziewczyny posępne spojrzenie:
- Wiesz... Odkąd tu jesteś zauważyłem że przesadzasz z używaniem siły (z pretensją w głosie).
Tymczasem Kimiko wytrzepywała pył ze swych kruczoczarnych włosów. Nie spodziewała się że siedzenie pod ścianą może być tak niebezpieczne. Prawdę mówiąc była z lekka zaskoczona iż drobne uderzenie w skałę mogło spowodować tak gwałtowne osunięcie się lawiny kamieni. Skierowawszy wzrok na miejsce z którego pojawiło się zagrożenie spostrzegła coś co nie pasowało do skalistego krajobrazu.
Czarna, pół okrągła plama a raczej wnęka w skale, która posiadała cechy wydrążonej przez człowiek jaskini prowadzącej gdzieś do wnętrza góry. Przykładając lewą dłoń do czoła dokładniej zaczęła lustrować tamtą szczelinę, jednocześnie odpowiadając małemu:
- Są też tego pozytywne skutki...
Wskazała palcem na ową wnękę po czym jeszcze mocniej skupiła na niej wzrok.
Lecz pytanie nasuwało się jedno. Jak u diabła można się tam dostać? Przecież to dobre paręnaście metrów nad ziemią. Po krótkim rozpoznaniu po okolicy i na to znalazł się sposób. Po drugiej stronie ścieżki prowadzącej pod wrota znajdował się uschnięty pień, prawdopodobnie pozostałość po ogromnej roślinie która kiedyś mogła mieć nawet kilkadziesiąt metrów. Dowodem na jej wielkość zostały drobne szczeliny we wzgórzu które mogły zostać po konarach które otulały tę stronę góry, lecz teraz pozostał po nim już tylko suchy pień. Mimo to Smok Ognia miała pewien plan, nie co ryzykowny ale postanowiła go podjąć.
Tusz za nią z dużym zaciekawieniem podążał Rai, ciekawiło go co dziewczyna chce zrobić:
- Chyba nie myślisz tam wejść po tym? Jest wiele innych prostszych sposobów na skręcenie karku niż upadek z wysokości...
Japonka miała gdzieś słowa zielonookiego, musi choć spróbować tam dotrzeć:
- Nic mi nie będzie, poradzę sobie.Jej słowa nie do końca przekonały małego, lecz cóż on mógł zrobić by ją zatrzymać? Patrzył jak Smok Ognia zbliża się do uschniętego drzewa:
- Co zrobisz jak już go znajdziesz?
Kimiko podeszła do obumarłej rośliny: - Zgotuje mu tam takie piekło że sam będzie chciał się opamiętać...
Spojrzała na wysoko ułożone konary:
- Zaczekaj!
Jak na zawołanie popatrzyła na chłopca, on zaś podszedł do niej:
- Weź go ze sobą (wysunął przed siebie pluszową zabawkę)
Dziewczyna popatrzyła na malca ze zdziwieniem:
- Po co mi on? Będzie mnie tylko spowalniał...
Mimo słów niechęci mały nie rezygnował, przeciągle patrzył w oczy dziewczyny. Niewinne spojrzenie malutkich, zielonych oczu nie długo musiało przekonywać Wojowniczki jakoś nie mogła na to spojrzenie odmówić:
- Dobra, wygrałeś...
Wziąwszy rozbieg wbiegła nieco po pionowej ścianie na wysokość półtora metra, następnie odbiła się od niej do tyłu i wskoczyła na gałąź owego drzewa znajdującego się tusz za nią. Obróciwszy się spowrotem w kierunku ściany rozbujała się na konarze po czym skoczyła w stronę ściany by po zetknięciu się z nią, ponownie odskoczyć na nieco wyższą gałąź niż przedtem. Ponawiając te ruchy jeszcze kilka razy w końcu dotarła na ostatnią w miarę solidną gałąź. Patrząc w kierunku skarpy dostrzegła niewielką, skalną półkę lecz trudno było jej ocenić czy ją ona utrzyma. Nie mogła się zbyt długo zastanawiać ze względu na trzeszczący konar na którym zawisła. Powrotu nie ma (pomyślała) więc musiała zaryzykować. Wykonując dwa pełne obroty w koło gałęzi puściła ją lecąc w stronę półki...