niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 18. Cz. 1.

No i dokonało się, magiczny przedmiot sprawił iż dziewczyna wkroczyła do świata niepojmowanego przez zwykłych ludzi. Miejsca w którym panem świata jest ten do którego należy umysł.
Nim Smok Ognia się zorientowała, znalazła się jakimś upiornym miejscu. Wszędzie panowała cisza i przyprawiająca o dreszcze ciemność, to co jedynie dawało się usłyszeć to jej cichy oddech i ledwie słyszalne bicie serca. Nie tak sobie wyobrażała wygląd tego miejsca, miejsca w którym rodzą się pomysły, marzenia, tajemnice, szczęście a także rozpacz, gniew i ból.
Przez krótką chwilę rozglądała się dookoła próbując znaleźć w ciemnościach jakiś punkt do którego mogłaby się skierować. Bała się postawić krok naprzód gdyż nie widziała co się może stać, jeśli stoi nad wielką przepaścią i spadnie w nią? Jej zapał do uratowania przyjaciela nagle zniknął a na jego miejscu zaczął się usadawiać strach, przez krótką chwilę chciała zrezygnować i wydostać spowrotem do swojego świata. W co ona najlepszego się wpakowała? Co powinna teraz zrobić? Jeżeli zrezygnuje z tej misji i wróci do reszty przyjaciół sama, Raimundo zostanie zgładzony aby ratować resztę świata przed dwoma tysiącami lat ciemności. Czuła że brak Raia w pobliżu siebie będzie tym samym co ryba bez wody albo pięść bez nosa, musiała się wziąć w garść i jakoś go uratować, lecz był mały z tym problem, Uniosła dłoń do czoła i przymrużając oczy powiedziała do siebie:
- Ech... Nic nie widzę.
Smok Ognia w końcu zdecydowała się na krok naprzód, niepewnie postawiła lewą stopę nieco dalej do przodu a potem prawą. Chwilę potem coś jej się przypomniało, no tak przecież włada straszliwym ogniem i może sobie nim oświetlić drogę, ale czemu dopiero teraz jej wpadło to do głowy? Nie wiele więcej myśląc wytworzyła na lewej dłoni mały płomyk ognia który nieco rozświetlił mrok. Blask światła pozwolił dziewczynie trochę pewniej się tutaj poczuć. Promienie oświetlały jej drogę jedynie na dwa, może trzy metry, zaczęła kierować się prosto przed siebie choć to było trudne. Dookoła niej nic nie było widać, żadnych ścian, drzew czy coś podobnego, można by tamto miejsce porównać do nicości kosmosu czy odmętów oceanu. Jedyne co tam dostrzegała to ziemia, pomarańczowo fioletowy piach pod jej stopami, bardzo to było dziwne i zastanawiające. Skąd tutaj ziemia? I co to w ogóle za miejsce bez życia? Po kilku minutach marszu stanęła w miejscu, przecież to bez sensu iść naprzód nie mając pojęcia gdzie dojdziesz i czy w ogóle tam się dostaniesz. Kimiko spojżała na zegarek na prawej dłoni, już dziewięć minut bezowocnie chodzi po jakimś durnym ciemnym miejscu a czas teraz jest dla niej najważniejszy. Jak ma znaleźć tego durnego demona skoro nie ma pojęcia gdzie się sama znajduje? Nagle coś usłyszała za sobą, odwróciła się i zaczęła nerwowo rozglądać wysuwając przed siebie dłoń na której zapalony został ogień. Nic tam nie dostrzegła ale sekundę później ten sam dźwięk dotarł od jej lewej a potem prawej strony. Smok Ognia uniosła dłoń z płomieniem nad siebie aby oświetlić większy obszar w okół niej. W mrokach przed sobą zaczęła dostrzegać bardzo wiele par czerwonych oczu które pomału kierowały się w jej kierunku. Pomyślała że to jakiś jej zły sen i że to się nie dzieje naprawdę. Ogień oświetlał tylko małą część tego miejsca i nie mogła zobaczyć co się do niej zbliża, jedna z tych bestii dostała się w blask światła i pokazała swą postać. Szary stwór o krokodylej paszczy i ludzkiej posturze, czerwonych błyszczących oczach, długich szpiczastych uszach i długich rękach zakończonych szponami, nie posiadał nóg lecz lewitował jak jakiś duch . Kimiko zaczęła pomału wycofywać nie spuszczając z oka tego czegoś, już na jego widok przechodziły ją dreszcze a do niej zbliża się kilkanaście takich upiorów. Powoli cofała się próbując znaleźć jakiś sposób żeby z tamtąd uciec. Jeden ze stworów był już na tyle blisko dziewczyny że zaatakował ją próbując swymi szponiastymi dłońmi zabić Smoka Ognia. Kimiko widziała że stwór ma ją zamiar zabić, nim ją dosięgnął szponami ta nagle znikła. Dziewczyna spadała w ciemność, nie widziała że za nią znajdowała się jakaś rozpadlina i wpadła do niej by po dwóch sekundach uderzyć o ziemię na dole.

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 17. ,,Shen Gong Wu"

Po kilku godzinach lotu mnisi byli już bardzo niedaleko celu podróży, Dojo nakazał przywódcy wylądować na małej polanie u podnóża góry. Chłopak delikatnie posadził maszynę na ziemi i otworzył wyjście.
 Kimiko wychodząc z manty zaczęła narzekać na Smoka Wiatru.
- Ostatni raz kierujesz mantą...
Brazylijczyk próbował znaleźć jakiś argument dzięki któremu mógł okazać swoją niewinność w złym prowadzeniu maszyny.
- No co ja poradzę, te ptaki pojawiły się z znikąd.
Dojo nie chcąc słuchać ich kłótni spróbował załagodzić spór.
- Ej dzieciaki, nie ma czasu na darcie kotów, Shen Gong Wu jest teraz ważniejsze.
Omi nie zrozumiał słów gekona, więc poprosił Smoka Ziemi o sprostowanie tego tematu.
- Clay, Kimiko i Raimundo obdzierali koty?
Kowboj w tym momencie rozglądał się w poszukiwaniu tego magicznego przedmiotu po który tu przybyli. Usłyszał mnicha lecz mu nie odpowiedział gdyż zjawił się Jack Spicer ze swoimi robotami. Smok wody krzyknął na czerwonowłosego.
- Jeżeli tu przybyłeś aby się poddać to dobrze zrobiłeś, lecz jeśli nie to szykuj się na klęskę!
Spicer zaśmiał się w kierunku mnicha po czym przedrzeźnił go:
- Jeśli nie to szykuj się na klęskę... Koleś jesteś bardziej nadęty niż ja.
Po tych słowach wydał rozkaz do swoich robotów.
- Jack-boty do ataku!!!
Raimundo rozkazał wojownikom wykonać formację Oriona, czwórka smoków ustawiła się  w szyku bojowym i krzyknęła.
- Figura czterech smoków, formacja Oriona!!!
w tej chwili Kimiko, Omi i Clay przybrali kolor swego żywiołu, lecz nie ich Przywódca który wciąż wyglądał zwyczajnie a konkretniej rzecz biorąc nie przybrał barwy swego żywiołu.
Wojownicy nie mieli czasu aby się zastanawiać nad tym zdarzeniem gdyż musieli walczyć z robotami. W bardzo krótkim czasie zniszczyli roboty które ich atakowały, choć przywódca miał pewne problemy ze zniszczeniem swojego robo-przeciwnika.
Kilkukrotnie próbował przywołać swój żywioł lecz bezskutecznie, denerwowało go to że jego moc nie chce się pod porządkować jego woli. Zaczął się zastanawiać czy nie stracił swojej mocy, zaś jeśli tak, to czy stracił ją nieodwracalnie, mimo to udało mu się zniszczyć robota. Mnisi wrócili do swoich dawnych postaci zaś Spicer w tym czasie uciekł. Przywódca otrzepał spodnie z kurzu i odrzekł do reszty:
- Dobra robota drużyno, byle nie zardzewieć.
Brazylijczyk postawił kilka kroków, lecz na jego drodze stanęła Kimiko z pytającą miną.
- Możesz nam to wytłumaczyć?
Przywódca nie rozumiał o co chodzi dziewczynie.
- O co ci chodzi? Przecież załatwiliśmy roboty.
Japonka wskazała dłonią na Claya i Omiego mówiąc:
- To my załatwiliśmy roboty, ty ledwo dałeś rade jednemu...
Smok Wiatru założył ręce na piersi i z pretensją odpowiedział Japonce:
- Ej, no co? Każdy ma słabszy dzień, nie?
Do rozmowy przyłączył się Smok Ziemi który przysłuchiwał się rozmowie:
- Wydaje mi się że powinieneś dać sobie spokój na jakiś czas z walkami, przynajmniej do czasu aż wrócisz do dawnej formy.
Raimundowi nie podobał się pomysł kowboja, po co ma darować sobie walki skoro dobrze się czuje:
- Przecież nic mi nie jest, rany się zagoiły... No poza tą na czole, ale i tak jestem w sta...
Smok Ognia zakryła dłonią usta Brazylijczyka jednocześnie mówiąc nieco podniesionym głosem:
- Koniec, kropka. Masz szlaban na uczestniczenie w walkach.
Przywódca zabrał dłoń dziewczyny ze swojej twarzy po czym dodał znudzonym głosem.
- A jeżeli go nie będę przestrzegał to co? Zatłuczesz mnie? Znów obijesz mi ramie?
Dziewczyna ze spokojem odpowiedziała na odzywkę Smoka Wiatru.
- Żeby tylko...
Raimundo darował sobie grabienie u Japonki choć bardzo lubił to robić, podszedł do Claya i wezwał Doja który skrył się w jego kapeluszu.
- Dojo którędy po to Wu?
Zielono łuski smok wychylił łeb spod kapelusza, rozejrzał się po okolicy czy nie ma potencjalnego niebezpieczeństwa. Widząc iż nic mu nie grozi wypełzł spod kapelusza i przez krótką chwilę rozglądał po czym wskazał łapą kierunek.
- W tamtą stronę...
Mnisi ruszyli w kierunku wskazywanym przez smoka, Dojo miał powody podejrzewać iż magiczny przedmiot znajduje się gdzieś niedaleko więc nakazał im się uważnie rozglądać po okolicy.
W tym czasie Claya nurtowało jedno pytanie które zadał do reszty drużyny:
- Widzieliście że Raimundo nie przybrał koloru swojego żywiołu podczas walki?
Smok Ognia zupełnie zapomniała o to zapytać Raia, jednak przywódca szedł kilka metrów przed nimi i wyraźnie nie miał ochoty iść razem z całą drużyną. Kimiko odpowiedziała do reszty po czym ruszyła dogonić przywódcę.
- Zaraz się tego dowiemy.
Gdy dziewczyna zbliżała się do Brazylijczyka ten nagle stanął w bezruchu, podeszła do Smoka Wiatru i zaczęła wydobywać z siebie słowa lecz chłopak szybkim ruchem zasłonił usta dziewczyny i nakazał jej zachować cisze.
Kilkanaście metrów od Wojownków znajdowała się Wuya która przedzierała się przez kolczaste krzewy a tuż za nią podążała Ray ciągle narzekając na Wiedźmę:
- Nie mogłaś wybrać łatwiejszej trasy? Jestem cała brudna i liściach, już nie wspomnę o gałęziach we włosach.
Wiedźma nie zważała na lamenty towarzyszki dalej przedzierając się przez krzewy.
- Oj daj spokój, przecież nie jest tak źle a z kilka chwil znajdziemy Wu i wrócimy do pałacu.
Raimundo przysłuchiwał się ich rozmowom po czym zwrócił się do Doja aby ten rozdał drużynie ich Shen gong wu. Smok posłusznie wykonał polecenie, w pewnej chwili usłyszał dziwne ale też przyjemne dla ucha syczenie. Gekon odwrócił się w stronę dobiegającego odgłosu i ujrzał ogromnego węża który przyglądał się mu z ciekawością. Dojo ze strachu zaczął krzyczeć zdradzając tym samym swoją pozycję Heylińskim wojowniczkom.
Ray usłyszała czyjeś wrzaski,  spojrzała  kierunku z którego one dobiegały i ujrzała Xiaolińskich mnichów i jego. Przed jej oczyma znajdował się przywódca którego uważała za zabitego, jego i jej oczy przez chwilę pożerały się nawzajem. Aż w pewnej chwili białowłosa wojowniczka krzyknęła w stronę przywódcy:
- Ty...!!!?
Smok Wiatru wyjął zza siebie ostrze nebuli i odkrzyknął w kierunku Ray:
- Nie... Ty!!!
Chłopak zerwał się i  ruszył na Heylińską wojowniczkę, jednak w porę zatrzymała go Kimiko która popatrzyła na brazylijczyka i szybko odpowiedziała:
- My się nimi zajmiemy, a ty masz się nie angażować... Jasne?
Nim Przywódca zdążył odpowiedzieć Dziewczynie ona już atakowała Ray wraz z resztą przyjaciół, nie wiedząc czy usłyszą go krzyknął w ich stronę.
- Nie dacie jej rady!!!
Raimundo nie miał zamiaru stać bezczynnie i ruszył pomóc przyjaciołom, nim do nich dotarł spostrzegł iż Ray zamienia się z Wuyą miejscami. Teraz Wuya sama walczyła z jego przyjaciółmi zaś białowłosa kierowała w miejsce z którego wydobywał się oślepiający blask. Przywódca zrozumiał iż ona zmierza po shen gong wu, pobiegł w kierunku przedmiotu przypominającego królewskie berło i zabrał go dosłownie spod ręki dziewczyny.  Ray tym nie była zadowolona i ruszyła za Brazylijczykiem. Smok Wiatru wiedział iż bez swoich mocy jest łatwym celem, dlatego co sił próbował wrócić do reszty przyjaciół. Białowłosa była znudzona tym bieganiem za przywódcą, zatrzymała się i złamawszy zakaz Chasa użyła magi. Wyczarowała identyczną jak wcześniej, czarną kulę energii i rzuciła w kierunku przywódcy:
- Żebym cię więcej na tym świecie nie widziała!!!
Chłopak zauważywszy to spróbował się bronić nowym Shen Gong Wu, niestety nie wiedział co potrafi i jak ma przyzwać jego moc nie znając jego nazwy. Odruchowo zasłonił się przedmiotem zanim kula w niego uderzyła, w wyniku uderzenia przywódca odleciał kilka metrów i z niewielkiej wysokości spadł na ziemię.
Dziewczyna zaśmiała się złowieszczo po czym podeszła do nie ruszającego się Smoka Wiatru aby zabrać magiczny przedmiot.
Gdy dotknęła przedmiot na jej dłoni znalazła się ręka przywódcy który z budzącym dreszcze głosem zabronił jej dotykania przedmiotu.
- Nie waż się tego dotykać...
Ray nie usłuchała i chwyciła przedmiot, pożałowała tej decyzji gdyż  została odrzucona na paręnaście metrów przez leżącego Przywódcę. W czasie gdy białowłosa wojowniczka podnosiła się z ziemi przywódca już stał o własnych siłach. Stojąc kilka metrów przed nią zaczął oglądać swoje dłonie i uszy tak jakby je po raz pierwszy w życiu widział. Dziewczyna wyraźnie słyszała zmieniony głos przywódcy który był bardziej mroczny, zaś jego oczy które zwykle były barwy zielonej stały się w połowie czerwone. Zdezorientowana dziewczyna nie rozumiała co się stało i co powinna zrobić.
Chwilę później przywódca zwrócił się do Ray:
- Powinienem ci podziękować za uwolnienie mnie z tego więzienia, niestety podziękowania mi się wyczerpały jakieś 1500 lat temu.
Dziewczyna zrozumiała iż w jakiś sposób uwolniła kogoś lub coś co było zamknięte w tym przedmiocie. W tym momencie Brazylijczyk uniósł dłonie ku górze i zaczął obłaskawiać moc wiatru, niebo pociemniało a chmury zaczęły zataczać koła nad głową Smoka Wiatru. Raimundo zaczął kierować się w kierunku białowłosej z półuśmiechem na twarzy zaś dziewczyna przestraszyła się tego grymasu i zaczęła cofać do tyłu:
- Kim jesteś?
Chłopak odpowiedział mrożącym głosem.
- Twoim koszmarem...
Wiatr wydobył się z dłoni Smoka wiatru i zaczął kierować ku dziewczynie, wietrzny pocisk leciał w jej kierunku tworząc głębokie zagłębienie w ziemi świadczące o potędze tego ciosu.
Pocisk uderzył w dziewczynę z wielkim hukiem, wojowniczka została odrzucona kilkadziesiąt metrów od Raimunda, Bardzo szybko przeleciała obok mnichów walczących z Wuyą i uderzyła w nieopodal rosnące drzewo.
Wojownicy Xiaolin i wiedźma zaprzestali walki by spojrzeć na dziewczynę która uderzywszy w twardy przedmiot opada na ziemię ciężko oddychając. Wuya skierowała wzrok na miejsce z którego Ray prawdo podobnie została wyrzucona, w tamtym miejscu unosił się gęsty kurz który delikatnie opadał na ziemię z wolna odkrywając idącego w ich kierunku Przywódcę. Nim Wiedźma zdołała cokolwiek począć otrzymała cios od niego i upadła obok białowłosej. Wuya nie wiedziała co się właściwie dzieje, instynkt kazał jej wycofać się stamtąd, chociaż chciała zmierzyć się z Brazylijczykiem momentalnie zniechęcało ją spoglądanie na mocno poturbowaną towarzyszkę.
Szybko uniosła się i podniosła Ray po czym zaczęła wycofywać z białowłosą w głąb lasu.
- To jeszcze nie koniec Mnisi z klasztoru Xiaolin! Zobaczycie!!!
Smok Wiatru wciąż szedł w kierunku uciekających Heylińskih wojowniczek, nie spoglądał na niewyobrażalnie zaskoczonych przyjaciół tylko wciąż pewnie szedł przed siebie. Po chwili mnisi oprzytomnieli i ruszyli na przywódcę aby pogratulować mu czynu, Clay już z daleka radośnie krzyczał do przyjaciela:
- Brawo!!! Przywódco! Ja cie, to było nie sam...
Smok Wiatru spostrzegł gł mnichów zmierzających w jego kierunku, prawdo podobnie uznał to za atak na niego i przy pomocy wiatru odrzucił całą trójkę na kilka metrów do tyłu. Jego przyjaciele byli w nie lada szoku po tym jak przywódca ich zaatakował, Kimiko pomału podniosła się z ziemi i lekko zdenerwowana krzyknęła do Przywódcy.
- Rai! Co ci odbiło żeby nas atakować!?
Smok Wiatru nic się nie odzywał w czasie gdy mnisi wstawali po upadku.
Omi nie wiedział co miał znaczyć ten atak i w jakim celu to zrobił... Podniósłszy się zaczął szybko iść w kierunku Smoka Wiatru mówiąc:
- Raimundo, przyjacielu...
Przywódca nie wzruszenie stał w miejscu aż mały mnich zbliżył się do niego na kilka metrów po czym przy pomocy swego żywiołu bardzo szybko znalazł się obok żółto głowego i posłał mu silne kopnięcie w tors. Cios sprawił iż odrzuciło  Smoka Wody na resztę mnichów.
Clay spostrzegł iż mały mnich zemdlał, nie chciał lecz musiał zainterweniować na wrogość przywódcy. Ruszył w kierunku przywódcy poprawiając kowbojskie rękawice na dłoniach:
- Raimundo, co ci strzeliło do głowy!?
Przywódca po raz kolejny przywołał swój żywioł i cisnął powietrzny pocisk w Smoka Ziemi który bez problemowo zdmuchnął Kowboja i rzucił na Kimiko i Omiego.
Dziewczyna nie pojmowała tego co się dzieje:
- Co mu się stało? Nie zachowuje się normalnie?
W tym momencie z leżącego obok kapelusza Claya wydobył się Dojo który od razu krzyknął w stronę przywódcy?
- Raimundo co cię do licha ugryzło?
Gekon przez chwilę patrzył na cwaniacki uśmieszek Smoka Wiatru, jednakże szybko przykuł wzrok na jego dziwne oczy. Pobladł widząc jego czerwono-zielone tęczówki. Wszystkie łuski uniosły się na jego ciele, szybko oprzytomniał i zwiększył do dużych rozmiarów po czym bardzo wysokim głosem rozkazał mnichom wsiąść na niego.
- Jazda! Wskakujcie!!! to chyba jakiś zły sen!!!
Mnisi powoli zaczęli się  wycofywać w stronę Doja, wciąż patrzyli na poczynania przywódcy który w tamtej chwili unosił dłonie w stronę nieba. Kimiko nie chciała po raz kolejny patrzeć jak Raimundo od nich odchodzi i wbrew rozkazowi Smoka zaczęła zmierzać w kierunku Brazylijczyka. Dojo zauważywszy to krzyknął w jej kierunku tak głośno jak tylko potrafił.
- Nie zbliżaj się do niego!!! Natychmiast wracaj jeśli ci życie miłe!!!                                  
W tym czasie wiatr za sprawą przywódcy mocno przybrał na sile praktycznie uniemożliwiając dotarcie do niego. Mimo to dziewczyna opierała się żywiołowi zbliżając się na ok pięć metrów od Raimunda:
- Rai!!! Co się z tobą dzieje?! Jak możesz nas... Swoich przyjaciół atakować!!!? Uspokój się wreszcie!
Smok Wiatru nie przestając panować nad wiatrem zwrócił uwagę na Japonkę i chłodnym głosem zapytał:
- A kim że jesteś aby mi rozkazywać?
Dziewczyna po raz pierwszy usłyszała dziwny głos przyjaciela, już w czasie jego odpowiedzi zaczęły ją przechodzić dreszcze:
- Kim jesteś i co zrobiłeś z naszym przywódcą?!
Chłopak opuścił dłonie i w geście zastanowienia złapał się dłonią za podbródek.
- Hmm... cóż, więc pytasz o właściciela tego ciała?
Kimiko wściekła się i krzyknęła na zarozumiałego przywódcę:
- Masz nam natychmiast oddać naszego przywódcę kimkolwiek jesteś!!!
Brazylijczyk na chwilę splótł dłonie na piersi, po czym cwaniacko odpowiedział jej:
- Niestety złotko, ale nie mogę tego dla ciebie zrobić, co dla twojego zrozumienia znaczy nie. Wiesz, ponieważ mam dziś dobry humor to was nie zabiję, choć powinienem.
Przywódca odwrócił się od dziewczyny i zaczął kierować w stronę lasu graniczącego z Doliną Nie tutaj. Smok Ognia wpadła we wściekłość i przywoławszy swój żywioł ruszyła na chłopaka.
- Oddawaj go, już!!! Mars Wudai Ogień!!!
Z dłoni dziewczyny wystrzeliła kula ognia która bardzo szybko zmierzała w stronę Brazylijczyka, ten natomiast odwróciwszy się machnął ręką w kierunku kuli ognia. Ognisty pocisk został zdmuchnięty przez wiatr i znikł, jednak przywódca po sekundzie rzucił kolejny podmuch który tym razem zmierzał w stronę dziewczyny. Wiatru uderzył w Japonkę i wyrzucił ją w powietrze na kilkadziesiąt metrów. Kimiko przez chwilę wzbijała się w górę, jednak po chwili sytuacja się odwróciła i zaczęła gwałtownie opadać krzycząc:
- Raimundooo!!!
Przywódca momentalnie złapał się za głowę, poczuł dotkliwy ból w jej tylnej części i pod jego wpływem padł na kolana wciąż trzymając się za bolące miejsce.
W tym samym czasie Dojo zauważył spadającą dziewczynę która za kilka sekund miała rozbić się o ziemię. Smok wzbił się w powietrze, zwinnie chwycił ją łapą za ramię i odpowiedział ze zdenerwowaniem:
- Kiedy w końcu zaczniecie mnie słuchać?! Jeżeli każę wsiadać bez gadania to chyba nie proszę o herbatę i ciastka?!
Smok z trójką mnichów na grzbiecie w bardzo szybkim tempie zaczął kierować się w stronę klasztoru odległego o kilka godzin lotu.
Tymczasem pozostawiony na ziemi przywódca doszedł do siebie po dotkliwym bólu który pojawił się znikąd. Podniósłwszy się zaczął zmierzać w kierunku lasu za którym znajdowała się kraina pod panowaniem Chasa Younga.
...
Po drugiej stronie lasu Heylińskie wojowniczki zbliżały się do głównej bramy pałacu, Ray z trudem stawiała krok za krokiem, do tej chwili sądziła że Chaes Young jest jedyną osobą na ziemi która mogła by ją pokonać lecz bolące ramię samo mówiło za siebie. Cóż więc smak klęski ciężko przechodził jej przez gardło. Wiedźma która szła kilka metrów przed nią ciągle przyspieszała kroku.
- Wuya, co tak pędzisz? Zaczekaj na mnie...
I właśnie w tym momencie białowłosa potknąwszy się o kamień upadła na ziemię, lecz w Wiedźmie idącej przed nią nie wzbudziło najmniejszego zainteresowania, dalej kroczyła w stronę bramy która była już paręnaście metrów przed nią. Ray podniosła się i wolnym krokiem ruszyła dalej za Wiedźmą. Po kilku minutach obie dotarły do wielkich wrót dzielących je od wnętrza pałacu, Wejście o dziwo było szeroko otwarte, jakby zapraszało do wnętrza kompleksu. Tusz po ich przekroczeniu progu z impetem zamknęły się wrota prowadzące na zewnątrz a w okół zaskoczonych wojowniczek zaczęli pojawiać się żołnierze Chasa przemienieni w tygrysy, lamparty i inne niebezpieczne stworzenia lądowe. Dzikie koty okrążały wojowniczki z każdym pełnym okrążeniem zacieśniając pętlę. Nagle z miejsca w które nie docierały promienie słońca wyłonił się Książe zła:
- A gdzież to moje panie były?
Wuyi zdarzały się podobne sytuacje w przeszłości i potrafiła w pewnym stopniu zmanipulować Chasa na swą kożyść. Patrząc na swoją towarzyszkę odrzekła do władcy.
- Jak to gdzie? Na zakupach rzecz jasna, byłyśmy w kilku galeriach i butikach wybrać coś dla naszej Ray... Prawda? (zwróciła się do niej)
Białowłosa równie szybko przyznała rację wiedźmie:
- No w sumie to byłyśmy też w grotach rozpaczy na małym seansie...
Za wojowniczkami uchyliła się brama wejściowa przez którą wbiegł jeden z tygrysich szpiegów Chasa, przebiegł obok dziewczyn i zatrzymał się dopiero przed władcą,w tym czasie przemienił się w swą ludzką postać i oddał Księciowi pokłon. W milczeniu patrzył na twarz swego pana. Young miał niezwykły dar dający mu moc czytania w myślach, lecz mógł go używać jedynie na swoich niewolnikach i żołnierzach. Wystarczyło jedno spojrzenie Księcia w głąb oka szpiega by władca wiedział co on ma do powiedzenia a ponieważ szpieg podążał przez cały czas za wojowniczkami wiedział o wszystkim co czyniły w tym dniu. Wieści rozgniewały Księcia tak bardzo że stracił kontrolę nad sobą i przypadkowo przemienił w swą prawdziwą postać. Jaszczur wybiegł z cienia i w bestialskim tempie ruszył na wojowniczki które nie miały możliwości poruszenia się za sprawą tygrysów otaczających je. Chase przeskoczył nad dzikimi kotami lądując w środku kręgu, Z dużą dozą temperamentu i złości krzyczał na wojowniczki choć mógł je bez problemu zabić:
- Za kogo wy mnie macie?!!! Wychodzicie sobie od tak! W dodatku szukać Shen Gong Wu!!! W dodatku nie przestrzegacie zakazu używania magii!!!
Wuya miała inne zdanie na ten temat i odezwała się bez zezwolenia:
- Ale to nie...
Książę nagle ryknął na wiedźmę tak mocno że prawie ją to ogłuszyło po czym kontynuował:
- Zamilcz!!! Wynoś się do swojej komnaty i nie waż się z niej na krok wychodzić!!!
Wiedźma lekko się uśmiechnęła i bardzo cicho rzuciła słowo w stronę Ray:
- Powodzenia.
Wuya odchodziła do swojego pokoju w eskorcie dwunastu kotów które miały dopilnować aby tam dotarła i nie wychodziła, a w razie jej nieposłuszeństwa tygrysy otrzymały nakaz dodania jej do swojej karty obiadowej.
Władca zła przez krótki moment patrzył w stronę wychodzącej Wiedźmy, zastanawiał się jak ma się pozbyć tej jędzy z pałacu. W tym czasie Ray próbowała jakoś wyratować się z tej sytuacji:
- Chase, ja wszystko ci wyjaśnię...
Książę nie miał ochoty słuchać tłumaczeń dziewczyny, wściekły uderzył ją swym ogonem, białowłosa w wyniku uderzenia upadła na posadzkę kilka metrów od władcy.
- Nie ma z ciebie żadnego pożytku! Wymykasz się z tą wiedźmą bez zastanowienia! Nie zabijasz Przywódcy Xiaolin! Nie stawiasz się na wyznaczonym treningu, łamiesz zakaz korzystania z czarów, okłamujesz minie patrząc mi prosto w twarz a w dodatku okradasz!!!
Dziewczyna nie rozumiała o co chodzi Jaszczurowi:
- Nigdy w życiu bym cię nie okradła, przysięgam...
W tym momencie jeden z tygrysów podszedł od tyłu do dziewczyny i zwinnie złapał zębami za sznurek który wystawał z jej kieszeni. Okazało się że miała przy sobie Yo-yo Yin które należało do Chasa. Dziewczyna zupełnie o tym przedmiocie zapomniała lecz miała zamiar z powrotem je odłożyć na miejsce. Straciwszy pewność siebie, odczołgiwała się od zmierzającego w jej kierunku jaszczura lecz na próżno, Jaszczur zmierzał w jej kierunku dosyć szybkim krokiem.
Ray ponownie zaczęła bronić swoje dobre imię:
- Chase, ja, ja wszystko ci wytłumaczę, przysięgam ci że to się więcej nie powtórzy...
Władca zła po raz kolejny zadał dziewczynie cios swym ogonem, odrzucają ją pod bramy pałacu:
- Masz rację to już więcej się nie powtórzy...
Jaszczur w towarzystwie swoich tygrysów dalej zmierzał w kierunku dziewczyny która już odczuła  na sobie piętno śmierci które wypali na niej sam Książę zła. Lecz gdy Young był kilkanaście metrów od wojowniczki wypowiedział do niej ostatnie zdanie:
- Opuścić mój pałac i tereny znajdujące się pod moim panowaniem i nigdy nie wracaj!!!
Poraniona i wykończona dziewczyna nie wierzyła słowom Księcia, nie przyjmowała tego do wiadomości. Zawsze chciała być obok najpotężniejszego człowieka na ziemi, lecz przez swą głupotę i brak dyscypliny jej marzenie rozpadało się w pył.
- Nie możesz...!
Chase po raz ostatni, surowym głosem ponowił rozkaz:
- Wynoś się stąd!!!
Tygrysy wolny krokiem ruszyły w kierunku białowłosej aby dokończyć dzieło swojego pana, dziewczyna widząc to z trudem się podniosła i kulejąc zaczęła stamtąd uciekać w kierunku najbliższej granicy doliny nie tutaj. Po odejściu od pałacu na odległość kilkudziestu metrów zatrzymała się i obejrzała za siebie w stronę Księcia który wraz z kocimi wojownikami wchodził do pałacu a za nim zamykają się wielkie kamienne wrota. Dziewczyna spuściła wzrok ku dołowi po czym ruszyła dalej zagłębiając się w ciemności lasu.
...
Kilkanaście minut po tym zdarzeniu wewnątrz pałacu zapanowała głucha cisza. Niczego nie było słychać, dźwięk wiatru zazwyczaj odbijającego się w pustych korytarzach nie okazywał obecności. W wielkiej sali audiencyjnej znajdował się tron Księcia zła, mężczyzna w ciszy siedział na nim delikatnie głaszcząc za uchem jednego z tygrysów. Znalazł się w dziwnej sytuacji, musiał wygnać kogoś z kim wiązał nadzieje na zniszczenie dobra i niezbyt dobrze się z tym czuł. Lecz okazując łaskę dowiódłby swej uległości i słabości co nigdy nie ma prawa się stać. W pewnej chwili jeden z kotów leżących obok tronu uniósł łeb dając sygnał iż dzieje się coś niepokojącego. Sekundę później brama wejściowa do wnętrza zamku wybuchła stając się stertą gruzu, we wznoszącym się pyle dawało się dostrzec sylwetkę jakiejś osoby kierującej się do wnętrza kompleksu. Z pyłu wydostała się postać Przywódcy Xiaolin zmierzającego w stronę schodów prowadzących do władcy. Jednakże nim dotarł do nich został zatrzymany przez tygrysią armię, stojącą murem naprzeciw Smoka Wiatru. Chłopak nie zatrzymywał się, zmierzał naprzeciw dzikich kotów które swym rykiem zakazywały zbliżania do nich. W końcu brak reakcji przywódcy na groźby rozwścieczyły tygrysy które rzuciły się w Stronę Raimunda. Ten natomiast przywołał swój żywioł i stworzył z odrobiny wiatru bicz którym mocno uderzył w podłogę pomiędzy kotami, podmuch rozrzucił wojowników pod ściany pałacu.
Po tym ataku większość z kotów nie była w stanie walczyć zaś reszta z trudem podnosiła się na łapy. W między czasie Smok Wiatru już się wspinał po stromych schodach do momentu aż stanął przed obliczem Chasa Younga. Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem po czym Książę odrzekł do niespodziewanego gościa:
- Czego tu szukasz? Owadzie...
Brazylijczyk spojrzał głęboko w jaszczurze i oczy odparł mocno zmienionym głosem:
- Nie poznajesz mnie, prawda?
Young nie był w nastroju do odgadywania tego typu zagadek, zwłaszcza iż zadawał je przywódca Xiaolin:
- Nie rozmawiam ze swymi wrogami... Smoku Wiatru,  naiwnych nauk Xiaoln.
Po tych słowach Książę rzucił się na Chłopaka, jednakże przywódca wciąż nie wzruszenie stał w miejscu. Yuong nie spodziewał się że Brazylijczyk związawszy się z otaczającym powietrzem stał się duchem dzięki czemu po prosu przeleciał przez niego nie sprawiając mu żadnej szkody.
Przywódca szybko wrócił do dawnej materialistycznej postaci, a ponieważ jaszczur w tym samym momencie stał tyłem do niego posłał mu silne kopnięcie w plecy wzmocnione siłą wiatru. Książę został odepchnięty parę metrów do przodu lecz nim zdążył się odwrócić został powalony na ziemię przez Brazylijczyka który przy okazji do jego skroni przyłożył ostrze nebuli:
- A teraz mnie poznajesz?
Young nic sobie nie robił z sytuacji w jakiej się znalazł, z uśmiechem patrzył na Wojownika Shoku czekając aż spróbuje on dopełnić swoje zadanie, lecz ostateczny cios nie nadszedł. Jaszczur w końcu dostrzegł oczy przywódcy a w nich szalejące piekło, wówczas słowa przywódcy ,,poznajesz mnie?" nabrały nowego sensu. Jaszczurowaty był w nie lada zaskoczeniu tym co właśnie się dzieje i z tego powodu zapytał Raimunda:
- Jak...?
Przywódca odłożył miecz i chwycił Younga za dłoń po czym pomógł mu wstać. Książę wciąż był szoku, jednak trzeźwość umysłu sprawiła iż znów zapłonęła w nim chęć panowania nad całym światem która stała się tak realna jak on sam. Wreszcie chytry uśmiech Younga zamienił się w długi, złowieszczy śmiech.
...
W tym samym czasie do klasztoru Xiaolin z dużą prędkością wleciał Dojo który od walki w lesie nie wydał z siebie ani słowa. Przeleciał niebezpiecznie nisko nad zewnętrznymi murami klasztoru. Smok zwinnie lawirował między budynkami po czym wylądował dokładnie przed Budynkami rady starszych i osobistej kwatery Mistrza Funga. Smok ognia zeskoczyła ze Smoka jeszcze zanim ostatecznie wylądował i pobiegła co sił w stronę budynku ich mistrza. Wbiegła do środka i po przebiegnięciu kilku metrów bez zapukania otworzyła drzwi po jej prawej stronie. Na przeciw niej znajdowało się biurko przy którym siedział Mistrz, Wbiegła jak burza do pokoju lecz przez swoje roztargnienie potknęła się o próg i upadła na podłogę. Mistrz widząc to poderwał się z krzesła i podbiegł do dziewczyny aby jej pomóc wstać:
- Kimiko, nic ci się nie stało?
Japonka z pomocą mistrza wstała, po czym na tychmiast wtuliła w niego płacząc i wydając z siebie nie zrozumiałe urywki słów. Nauczyciel przed nią przyklęk i zapytał:
- Już dobrze, spokojnie. Powiedz co się stało.
Dziewczyna nie potrafiła zebrać słów w jedno konkretne zdanie wciąż wciskając się w pierś Mentora.
Po chwili zdyszani przybiegli Clay i Omi, mały mnich już od samego progu krzyczał w stronę mistrza starając się zachować spokój:
- Mistrzu! Mistrzu Fung, stało się coś strasznego!!!
Nauczyciel od razu przykuł wzrok na małego mnicha.
- Co się stało?!
Clay wyprzedził żółto głowego i odpowiedział:
- Raimundo oszalał! Kompletnie zwariował!!! Rzucił się na nas jak wściekły, zagłodzony wilk na kawał mięsa...
Mistrz słuchał tego jednocześnie próbując uspokoić dziewczynę, nie wiedział jak rozumieć i co miało by znaczyć takie postępowanie Smoka Wiatru. Chcąc zebrać więcej informacji o tym zajściu zapytał:
- Jak do tego doszło? I gdzie on teraz jest?
Kowboj próbował z całego dnia wyciągnąć najważniejsze rzeczy, w końcu zaczął opowiadać lecz Kimiko nie dała mu dojść do słowa, przez łzy odrzekła do Mistrza.
- To nie mógł być Rai, on tego by nie zrobił... Coś mu musiało się stać.
Na tym zakończyła, nie obchodziło ją to że przyjaciele na nią patrzą ze zdziwieniem. Zawsze sądzili że tak twarda dziewczyna jak ona nie powinna płakać.
Do pokoju wpadł Dojo który miał założony na łeb żółty kask budowlany, trzymający w łapach kilka desek i młotek. Przerażony Gekon szybko podpełzł do najbliższego okna i zaczął do niego przybijać deski, uderzając młotkiem raz za razem jakby oszalał. W mgnieniu oka zabrał się za kolejne i kolejne okno. Clay lekko zaniepokoił się o gadziego przyjaciela, podszedł do niego i złapał w dłonie próbując oderwać go od tej czynności. Dojo nie miał zamiaru przestać zabijać okna, obiema łapami mocno złapał się jednej z przybitych już sztachet.
- Zostaw!!! Ja nie chcę umierać...
Kowboj w końcu oderwał smoka od deski mówiąc:
- W porządku kolego, nikt cię nie zabije ale co ty u licha kombinujesz?
Dojo z przerażeniem w oczach nakrzyczał na Smoka ziemi.
- Nic nie jest w porządku!!! Lada chwila wszyscy zginiemy... On w każdej chwili może tu przyjść!!!
Clay nic z tego nie zrozumiał co gekon próbuje mu powiedzieć?
- Co ty bredzisz? Niby co się stanie i kto cię tak przeraża?
Zielono-łuski wskoczył na pierś kowboja i przyciągnął jego kołnierzyk do siebie.
- Raimundo...
Omi słyszał wszystko o czym mówił smok lecz nie rozumiał dlaczego miałby się bać Raimuna?
- To Raimunda się tak obawiasz? Przecież jest naszym przyjacielem.
Gekon zeskoczył z Claya i szybko podpełzł do Omiego i w identyczny sposób wskoczył i złapał za kołnierzyk Mówiąc spokojniejszym lecz dalej przerażonym głosem.
- Nie, nie samego Raimunda tylko tego który zawładnął jego ciałem. Jak tylko pomyślę że Kharr jest na wolności i w dodatku opętał naszego przywódcę! Ten demon jest tak potężny i niebezpieczny że aż mi łuski dęba stają!!!
Mistrz Fung usłyszawszy te słowa pobladł a jego oczy szeroko się otwarły. Oderwał się od płaczącej wojowniczki i odpowiedział do wybrańców:
- Jeżeli istotnie Dojo mówi prawdę to niech nas Bóg ma w swej opiece...
Clay dalej nie miał pojęcia o kim mówi smok i mistrz dlatego rzucił po pokoju pytanie:
- Kim jest ten Ghar czy jak mu tam...?
Mistrz Fung podszedł do wielkiego regału ze starożytnymi księgami i z najwyższej półki zabrał bardzo grubą księgę obłożoną w gadzią skórę z namalowanym na niej smoczym okiem.
Kładąc ją na swym biurku z jej zakamarków wydostały się tumany kurzu, otworzywszy ją i chwilę czegoś szukał w jej wnętrzu po czym odrzekł do wojowników.
-Kharr jest 1500 letnim demonem stworzonym podczas pierwszego pojedynku mistrzów w którym brali udział Wielki Mistrz Dashi i  Wuya. Został przez Wuyę stworzony do siania śmierci i terroru na świecie wraz znią. Jednak Dashi wygrał pojedynek i uwięził wiedźmę w magicznej szkatułce lecz demon wciąż siał spustoszenie, puki nie został zamknięty w magicznym artefakcie przez Mistrza Guan i Dashiego. Przedmiot w którym był zaklęty symbolizował Heylińską władzę pod postacią Berła cienia.
Mistrz Fung zamknąwszy księgę odrzekł do wybrańców z przerażeniem w oczach.
- Sądzę że Raimundo napadnie nasz klasztor jeszcze dziś, i nie spocznie póki nas wszystkich nie pozabija. Musimy za wszelką cenę bronić klasztoru, ostrzegę mnichów i pozostałe klasztory. Przygotujcie się do odparcia ataku.
Mistrz wybiegł ze swojego pokoju i dalej na zewnątrz po czym zniknął za drzwiami budynku starszyzny klasztoru. Chwilę później rozległ się dźwięk gongu alarmowego, słyszalnego nawet kilkaset kilometrów dalej. Po wyjściu mistrza Omi podszedł do siedzącej na podłodze Dziewczyny:
- Kimiko, czy wszystko śpiewa?
Dziewczyna wstała, otarła rękawem twarz i cichym głosem zwróciła się do malca:
- Nic mi nie jest, i nie mówi się czy wszystko śpiewa, tylko czy wszystko gra.
Po tym zdaniu Japonka wyszła z pokoju i znikła za framugą drzwi. Smok Wody uznał że nie udało się mu rozweselić przyjaciółki wymuszonym przez siebie błędem w zdaniu, choć zazwyczaj wszystkich to na ogół rozweselało tym razem nie podziałało. Omi i Clay wyszli z pokoju  zostawiając roztrzęsionego Doja samego w pokoju który chwilę później znów wpadł w szał zabijania okien.
...
Tymczasem w odległym o parę kilometrów lesie znajdowała się Białowłosa. Idąc tak wydeptaną ścieżką rozmyślała nad swym położeniem, co ma teraz zrobić? Dokąd się udać? Nawet nie myślała o powrocie do swego domu który znajdował się tak daleko, wykończona marszem w końcu doszła do niewielkiego wodospadu zastanawiając się jak niby ma go przekroczyć w takim stanie? Usiadła na pobliskim Kamieniu i zaczęła mówić do siebie:
- Co za kretyn! Jak mógł mnie tak po prostu wyrzucić? Co on sobie myśli? Że ma władzę nad wszystkim i wszystko mu wolno?! Jak...
Dziewczynie puściły nerwy, po jej policzkach zaczęły spływać maluteńkie łzy. Zakrywszy dłońmi twarz pogrążyła się w smutku. Siedziała tak przez kilka minut aż zza jej pleców dało się słyszeć trzask gałęzi pod czyimiś stopami, usłyszawszy to zerwała się na nogi i w gotowości do obrony stanęła naprzeciw wysokiego mężczyzny który zmierzał w jej kierunku. Ten ktoś miał na sobie Shaolińską szatę barwy pomarańczowej z czarnym, połyskującym pasem wokół jego torsu a w lewej dłoni trzymał bardzo długą halabardę z ostrzem o dziwnym kształcie. Ray ustawiwszy się w pozycji do ataku krzyknęła w stronę nieznajomego:
- Nie zbliżaj się!!! Kim jesteś i czego chcesz!?
Osobnik zatrzymał się kilka metrów od dziewczyny i spokojnym głosem odpowiedział:
- Sądziłem że panience coś się stało, w końcu któż błąka się po leśnych rozstępach szlochając?
Białowłosa wciąż była gotowa do walki mimo zmęczenia, nie miała za grosz zaufania do kogokolwiek po tym jak Wuya ją wystawiła Chasowi. Zachowując względny spokój ponowiła pytanie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Kim jesteś i czego chcesz?!
Mężczyzna odpowiedział dziewczynie kłaniając jej się.
- Wybacz, jestem Mistrz Guan i pochodzę z Xiaolińskiego klasztoru. Mogę zapytać co robisz na tym odludziu i w takim stanie?
Ray trochę zdenerwowało to że ma przed sobą wroga z Xiaolin i nie mogła go zaatakować gdyż wykończona i poobijana nie ma za dużych szans z potężnie zbudowanym mnichem Shaolin.
Surowszym głosem odrzekła do Mnicha:
- Nie twoja sprawa. Zostaw mnie w spokoju!
Mistrz Guan Ukłonił się po raz kolejny:
- Najmocniej cię przepraszam, Sądziłem że będziesz zainteresowana moją pomocą.
Mistrz odwróciwszy się od niej zaczął odchodzić w swoim kierunku.
Białowłosa opuściła dłonie i uspokoiwszy się odezwała do Mężczyzny:
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Mnich zatrzymał się i odwrócił znów do dziewczyny mówiąc:
- Jeśli chcesz, możesz ze mną iść do klasztoru mistrza Funga, tam się tobą zaopiekują i opatrzą te rany.
Dziewczyna stanowczo odmówiła na jego propozycję, nie miała najmniejszego zamiaru pójść do swoich wrogów i prosić o pomoc. Czuła że sama sobie da radę i odrzekła:
- Za nic w świecie nie pójdę tam! już prędzej zginę niż tam się znajdę.
Mistrz odwrócił się i ruszył dalej pomału znikając między drzewami. Ray patrzyła w jego kierunku z założonymi rękami, nagle je opuściła i pobiegła w stronę Mistrza krzycząc:
- Hej! Czekaj!!!
...
W tym czasie, w klasztorze Xiaolin panowało paniczne barykadowanie bram wejściowych do świątyń, zabezpieczanie krypty z shen gong wu i wiele innych czynności mających wspomóc obronę. Kimiko, Omi i Clay bardzo ciężko trenowali na odnowionym placu, Smok wody ćwiczył celność lodowych pocisków na swojej przyjaciółce która miała ich unikać i ewentualnie niszczyć. Clay natomiast utrudniał reszcie ćwiczenia swym żywiołem, ciskając w małego mnicha wielkimi głazami. Mimo pełnego skupienia wojowników niezbyt im to wychodziło, w szczególności Smokowi Ognia któremu nie wychodziło blokowanie lodowych strzał aż w pewnym momencie jedna z nich trafiła ją i rzuciła na manekina znajdującego się po drugiej stronie placu. Omi pobiegł w tamtą stronę aby sprawdzić czy dziewczynie nic nie jest:
- Kimiko jesteś cała?!
Japonka wstała i otrzepała ubranie z kurzu, wówczas mały mnich odrzekł do dziewczyny.
- Musisz się bardziej postarać, od nas zależą losy świata i nie możemy przegrać...
Usłyszawszy to Smok Ognia nakrzyczała na małego mnicha:
- Łatwo ci mówić skoro nie obchodzi cię los przywódcy! Mam tego dość! Ciągle coś mu jest albo ktoś go prawie zabija!!!
Clay próbując uspokoić dziewczynę odpowiedział:
- Jest przywódcą, czyli najważniejszy z naszej czwórki dlatego najbardziej mu się obrywa. Teraz jest po stronie Heylin co znaczy że już przegraliśmy tę wojnę...
W pewnej chwili do uszu wybrańców dotarł znajomy głos Mężczyzny który stał w jednej z niezabarykadowanych bram:
- Czyżbym słyszał załamane głosy?
Omi od razu rozpoznał głos i z radosną twarzą pobiegł w stronę Mistrza:
- Mistrzu Guan! Skąd mistrz się tu wziął?
Smok Wody dostrzegł za Mężczyzną kobiecą postać, zatrzymał się i odskoczył w tył
Zobaczywszy za nim ich wroga, który jego i resztę przyjaciół niedawno zaatakował.
Żółto-głowy stanął w pozycji do walki i krzyknął w stronę dziewczyny:
- Precz z tond zła mocy, jeśli nie chcesz mieć z nami do czynienia!!!
Ray lekko się zdenerwowała i chciała ruszyć na mnicha jednak Mistrz Guan ją zatrzymał swą dłonią, sam zaś odrzekł do Smoka Wody:
- Spokojnie Omi, nie musisz się jej obawiać. Przyszła ze mną w innej sprawie.
W tym momencie na placu pojawił się Mistrz Fung który wyszedł na spotkanie z Guanem.
 Mistrz Guan ruszył z Białowłosą na środek placu gdzie przekazał dziewczynę Mistrzowi Fungowi mówiąc:
- Zajmiesz się nią?
Fung podszedł do Guana i Ray, położywszy dłoń na dziewczyny ramieniu odrzekł do niej:
- Choć moje dziecko, opatrzymy ci te rany.
Odchodząc Ray ciągle patrzyła na Gana z niepokojem aż zniknęła z Fungiem za rogiem jednego z budynków.
Smok Wody był tym zaskoczony i lekko zdenerwowany dlatego zaprotestował:
- Mistrzu Guan?! Jak możesz pomagać komuś z Heylinu?!
Mężczyzna podszedł do Wybrańców po czym odrzekł:
- Naszym zadaniem jest nie tylko zwalczać zło lecz także pomagać potrzebującym, nawet gdy są po przeciwnej stronie. Opowiedzcie mi co się tu dzieje?
Trójka przyjaciół wraz z Mistrzem udała się do klasztornej kuchni gdzie opowiedziała mu o całym zajściu. Guan był tą sytuacją zaniepokojony lecz wysłuchał całej opowieści, później sam zaczął opowiadać swoje do czynienia z demonem który wiele lat temu zawładnął jego przyjacielem a teraz Raimundem. Spędzili tam całe dwie godziny obmyślając plany obrony klasztoru odsuwając się od tematu przywódcy. lecz w pewnym momencie Kimiko zadała Mistrzowi pytanie którego odpowiedzi później pożałowała:
- Mistrzu Guan, jak pozbyliście się tego demona z twojego przyjaciela?
Mężczyzna spuścił wzrok ku ziemi po czym odpowiedział:
- Zabiliśmy jego żywiciela, było to jedyne wyjście żeby go zamknąć na zawsze w Heylińskim artefakcie.
Japonka straciła na chwilę władzę w rękach i nogach, udało się jej jednak usiąść na drewnianej podłodze. W myślach ciągle wmawiała sobie że to się nie dzieje na prawdę, to tylko zły sen i zaraz się obudzę. Uniosła głowę w stronę patrzących na nią przyjaciół i zapytała:
- Naprawdę nie ma innego wyjścia?
Guan podszedł do siedzącej dziewczyny i przyklęk obok niej mówiąc:
- Niestety ale nawet Mistrzowi Dashiemu się nie udało go ocalić.
Po twarzy japonki zaczęły spływać łzy które co chwila kapały na jej ubranie.
Clay przez ten czas nad czymś się zastanawiał po czym zapytał Mistrza:
- A widmo strachu? dzięki niemu przecież można dostać się do czyjej kolwiek podświadomości, wtedy można by jakoś wytępić tego ducha z Raimunda.
Mistrz Odwrócił głowę do Kowboja i z niepokojem odpowiedział:
- To możliwe lecz graniczy to z szaleństwem, nikt nigdy się na to nie odważył, wchodząc tam znalazłbyś się w świecie które zostało przez niego opanowane w dodatku aby go z powrotem uwięzić potrzebowalibyśmy artefaktu z którego uciekł.
Smok Ognia stanowczo odrzekła do Mistrza Guana i reszty:
- Jeżeli to jedyne wyjście to zgłaszam się na ochotnika...
Omi natychmiastowo jej odpowiedział:
- Kimiko, to samobójstwo. Rozumiemy że nie chcesz się pogodzić ze stratą przyjaciela tak jak i my, ale to bez sensu narażać życie.
Mistrz Guan również był temu przeciwny, nikt nie mógł się równać z Kharrem, zwłaszcza w jego naturalnym środowisku.
- Wykluczone, jesteś tylko małą, słabą dziew... Wojowniczką która nie poradzi sobie z nim.
Dziewczyna wstała z posadzki i opanowanym głosem odpowiedziała do Mistrza:
- Nie obchodzi mnie co mistrz mówi, nie mam zamiaru patrzeć jak zabijacie wybranego przez was przywódcę! Wolę zginąć próbując go ratować niż patrzeć bezradnie na jego śmierć!!! Clay! rusz swój teksański tyłek do krypty i przynieś mi Widmo Strachu!
Smok Ziemi nie odpowiedział na ostre słowa przyjaciółki tylko poszedł po przedmiot do krypty.
W w tym czasie  Mistrz Guan patrząc na japonkę odrzekł.
- Nawet jeśli udałoby się nam oswobodzić Raimunda z tego potwora to nie mamy tego artefaktu w którym był zaklęty.
Po tych słowach do uszu zebranych w jadalni dotarły słowa białowłosej dziewczyny która stała w jednym z wejść do pomieszczenia.
- Jeżeli wolno mi coś powiedzieć to wiem gdzie jest to czego prawdopodobnie szukacie.
Omi jak strzała podbiegł do Ray i złapawszy za skrawek jej ubioru krzyknął na nią:
- Rozkazuję ci na tychmiast puścić pawia!!!
Dziewczyna odepchnęła mnicha i zdziwionym głosem zapytała resztę grupy:
- Wy jesteście jacyś walnięci czy co?!
Kimiko odpowiedziała do niej sprostowawszy słowa Smoka Wody:
- Miało być że masz na tychmiast puścić farbę.
Białowłosa złapała się ręką za twarz po czym odpowiedziała mnichom:
- Wasza błyskotka została w miejscu gdzie przywódca mnie zaatakował i jeśli się nie mylę to wciąż tam ona jest.
Kilka sekund po jej słowach nastąpiło najgorsze, na klasztor zaczęły spadać pierwsze ogniste pociski które zniszczyły widoczną przez okno fontannę. Clay wparował do jadalni z shen gong wu jak huragan krzycząc:
- Już tu jest!!! Są ich tysiące, setki tysięcy!!!
Kimiko zabrała Widmo strachu po czym odezwał się do niej Mistrz Guan:
- Zajmiemy Raimunda do czasu aż będziesz gotowa trafić do jego umysłu. Pamiętaj, jeżeli w ciągu dwóch godzin nie uda ci się go oswobodzić z tego demona, będziemy zmuszeni go zabić.
Po tych słowach zwrócił się do Claya i Omiego którzy stali obok.
- Wy polecicie z Dojo po to Shen Gong Wu i natychmiast tu wrócicie.
...
Po drugiej stronie klasztornego muru stał Chase Young z Raimundem na czele ogromnej heylińskiej armii stworzonej z wiatru przez Smoka Wiatru. Armia była niepokonana gdyż jej rycerze nie byli żywymi istotami a jedynie wiatrem uformowanym na wzór człowieka uzbrojonymi po same zęby.
Główna artyleria ostrzeliwała mury klasztoru próbując je zniszczyć co pozwoliłoby armii wejść i dokonać rzezi na mnichach klasztoru. Brazylijczyk podszedł do wielkiej bramy wejściowej i przy pomocy wiatru przeskoczył mur znajdując się na klasztornym dziedzińcu. Mistrz Guan i Mistrz Fung natychmiastowo zaatakowali Chłopaka wraz z resztą mnichów uniemożliwiając mu zniszczenie zabezpieczenia bramy dzięki czemu armia dostałaby się do środka. Przez chwilę Brazylijczyk odpierał ataki mnichów po czym sam ich atakował rozrzucając po całym dziedzińcu. W końcu mistrzom udało się na chwilę przytrzymać wroga bez możliwości ruchu. Kimiko stała za rogiem z Omim i Clayem czekając na tą właśnie chwilę. Kowboj rzucił do przyjaciółki pytanie:
- Jesteś tego pewna żeby to zrobić?
Dziewczyna kiwnęła głową na potwierdzenie po czym wybiegła w stronę wyrywającego się z uścisku Raimunda. Japonka wykrzyczała nazwę magicznego przedmiotu po czym ten przemienił ją w niewielką mglistą chmurkę która dostała się do środka Smoka Wiatru przez jego ucho.
- Widmo Strachu!!!

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 16.

W tym samym czacie w klasztorze wojownicy kończyli porządkowanie wcześniej zrujnowanego placu wokół klasztoru. Pracowali w pocie czoła do późnego popołudnia aż przywrócili pierwotny wygląd okolicy, co gorsza przez ten czas zaniedbali inne codzienne obowiązki takie jak trening, medytacja czy szorowanie posadzki w sali głównej na rozkaz swojego mentora. Po zakończeniu porządków i wykonaniu większej części dzisiejszych prac mnisi siedzieli obolali na ziemi, tylko Kimiko siedziała oparta o ścianę klasztoru i coś pisała w laptopie. W pewnej chwili do jej uszu dotarły słowa Smoka Ziemi.
- Jak myślicie komu zawdzięczamy ten bajzel?
Kimiko nie była dokładnie pewna kto był sprawcą tego incydentu, lecz miała stu procentową pewność że sprawcą tego nie jest Jack Spicer gdyż sam nigdy by nie wpadł na taki pomysł, a poza tym jaki miało by mieć sens zniszczenie samego placu treningowego? Szybko dodała kilka słów od siebie w stronę kowboja:
- Nie mam pojęcia, ale jak go dorwę to go zatłukę... Jak tylko przestanie mnie wszystko boleć.
W tym momencie do reszty drużyny przybiegł Smok Wody który wcześniej wybiegł w kierunku krypty z Shen Gong Wu aby sprawdzić czy żadne z nich nie zostało skradzione, ku jego zaskoczeniu żadnego nie brakowało. Wszystkie znajdowały się na swoich miejscach, szybko zaczął opowiadać Wojownikom o swoim odkryciu, Mnisi także nie wiedzieli co mają o tym myśleć i po co ktoś miałby napadać klasztor nie kradnąc niczego a jedynie niszcząc przyrządy treningowe.
 Raimundo przysłuchiwał się rozmowie przyjaciół, nie wiedział w jaki sposób ma powiedzieć im że to tylko i wyłącznie przez niego dziedziniec wyglądał jak po przejściu tornada. W krótkim czasie zrozumiał że w sumie lepiej będzie przyznać się do tego gdy nie ma przy nich Mistrza, zawsze to mniej oberwie po uszach. Niechętnie podniósł się z posadzki i podszedł do reszty przyjaciół, chciał mieć to jak najszybciej za sobą i nie ukrywać się ze swą winą, opuścił wzrok i po krótkiej chwili wahania przystąpił do wyznania swojej winy:
- Koledzy, muszę się wam do czegoś przyznać...
Ci na te słowa momentalnie zwrócili na niego wzrok i w zupełnej ciszy czekali na rozwój wypadków.
Przywódca dostrzegł na sobie pytające spojrzenie wojowników, mimo to nie rezygnował. W momencie gdy po raz kolejny otwierał usta, na plac wypełzał Dojo który nie wyglądał za dobrze i w tymże geście trzymał się łapami za miejsce w którym prawdo podobnie znajdował się jego żołądek.
Clay zamartwił się wyglądem smoka który najwyraźniej nie czuł się za dobrze.
- Dojo? Wszystko w porządku?
Smok wdrapał się na ramię kowboja, nie ukrywając iż miał spore problemy z dostaniem się na niego.
Miał wrażenie jakby w jego brzuchu trwał pojedynek mistrzów między Wuyą a Mistrzem Dashim od kilkuset lat, próbując zapobiec odruchom wymiotnym zakrywał dłońmi paszczę i próbował o tym nie myśleć. Smok chciał zrobić dobrą minę do złej gry i zaczął sączyć słowa przez zakrytą paszczę:
- Nie trzeba było jeść tych ciasteczek...
Smok głośno beknął i mówił dalej:
- Słuchajcie najnowszych wieści... przed kilkoma chwilami ujawniło się nowe Shen Gong Wu, niestety nie mam pojęcia jakie.
Raimundo na chwilę przestał zajmować się swoim przyznawaniem się do zniszczenia placu treningowego, zajął się zdobyciem nowego Wu a także wypróbowaniem swoich nowych mocy jako wojownik Shoku, nie zapominając także o możliwej próbie rewanżu na osobie która omal go nie zabiła.
Chłopak zwrócił się z zapytaniem do smoka o przybliżenie wyglądu i przeznaczenia mistycznego przedmiotu.
- A święty zwój nic nie mówi o tym Wu?
Smok zeskoczył z Claya i podpełzł do schodów prowadzących do budynku mieszkalnego na których leżał zwój, otworzył go i zaczął pokazywać zawartość wojownikom. Jednak w miejscu w którym powinna być wzmianka o przeznaczeniu tego przedmiotu widniała wielka dziura w papierze.
- Niestety, ale ta strona pamięta czasy wielkiego głodu. Wtedy ludzie jedli nawet papier.
Przywódca, wówczas klęczący przed zwojem wstał, musiał działać nawet gdy nie posiadał informacji o przedmiocie starał się zorganizować grupę do wyruszenia po tajemnicze Wu. Skierował wzrok na resztę drużyny i zaczął wydawać rozkazy:
- No... drużyno, czas wreszcie ruszyć się po to co nasze, macie dziesięć minut na przygotowanie się do drogi, potem ruszamy.
Omi i reszta drużyny o dziwo posłuchała Raimunda i wybiegła w swoich kierunkach aby jak najszybciej przygotować się do drogi. Jednak przywódca nie wiedział gdzie mają się kierować aby zdobyć Shen Gong Wu.
- A tak w ogóle, Dojo? to gdzie lecimy?
Smoka w tym momencie znów zemdliło, jednak odpowiedział na pytanie.
- Zdaj się na mnie i moją intuicję, tylko muszę...
W tym momencie smok szybko uciekł do pobliskich zarośli i dał upust swemu żołądkowi.
Przywódca przez chwilę patrzył w tamtym kierunku, Widząc smoka w takim stanie miał pewność iż nie dotrą na czas po magiczny przedmiot. sprawując przywództwo musiał wymyślić jakąś alternatywę transportu do miejsca docelowego.
- No jasne Dojo... polegam wyłącznie na tobie.
Chłopak wpadł na pomysł wybrnięcia z tego nie oczekiwanego problemu i pobiegł w kierunku krypty Shen Gong Wu, zszedł po krętych schodach na sam jej dół i otworzył jedną z kilkudziesięciu szufladek w których były przechowywane mistyczne przedmioty mocy. W owej szufladzie znajdował się mały przedmiot przypominający wyglądem ptaka, ten  przedmiot był w stanie przemienić się w  podniebny pojazd mogący dostarczyć wojowników na miejsce w nie dłuższym czasie niż na samym Dojo. A ponieważ Smok nie może w takim stanie latać Przywódca postanowił dotrzeć tam za pomocą tej maszyny. Zabrał ją z kamiennej szuflady i wybiegł na zewnątrz krypty gdzie reszta mnichów już czekała na niego w gotowości, widząc ich twarze odrzekł:
- To jak, gotowi?
Ci zgodnie poruszyli głowami a Przywódca wykrzyknął nazwę przedmiotu by po chwili mały przedmiot stał się latającą maszyną, przypominającą wyglądem jakiegoś morskiego stwora.
- Srebrzysta manta!
Raimundo jeszcze przemówił do przyjaciół zanim wsiedli do maszyny.
- Polecimy mantą bo nasz Dojo nie jest w stanie latać.
Kimiko nieco zaskoczyły słowa Brazylijczyka.
- Jak to lecimy? Już zapomniałeś że całkiem niedawno leżałeś w kałuży krwi? Jeszcze nie wydobrzałeś a masz zamiar walczyć, nie kupuję tego.
Smok Wiatru nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią, szybko i zdecydowanie zdjął opatrunek z czoła i odpowiedział do Japonki.
- Nic mi nie będzie a poza tym przywódca nie opuszcza swoich podwładnych, zwłaszcza jeżeli nimi są najlepsi przyjaciele. No lećmy już, szkoda czasu!
Omi, Clay i Kimiko wskoczyli do maszyny i usadowili się na miejscach dla pasażerów, Smok Wody czuł w sobie jeszcze nieco żalu z powodu przywództwa Raimunda, jednak zaczął przyzwyczajać sobie tą myśl jako właściwy wybór Mistrza Funga. Co ciekawsze coraz bardziej zaczął szanować Smoka Wiatru jako przywódce grupy. Raimundo w tym czasie wziął Doja na ręce i umieścił go w maszynie, nieco później sam wskoczył za stery pojazdu i wystartował. Uniósł maszynę nad klasztor i ruszył w kierunku wskazywanym przez Doja.
- Obyś wiedział dokąd mamy lecieć gadzie...
Dojo lekko zdenerwowany...
- Ej! wszystko słyszałem!

piątek, 26 września 2014

Rozdział 15.

Wojownik Shoku momentalnie podbiegł do smoka i przymknął mu paszczę rękoma, wolał nie myśleć co by się mogło stać gdyby Dojo wygadał coś z jego rozmowy z Mistrzem.
W między czasie odpowiedział za smoka, mając nadzieję że uniknie podejrzeń:
- Rozmawialiśmy z Mistrzem o tym gdzie będziemy budować nowy ogródek skalny.
Chcąc uniknąć jakichkolwiek pytań nakazał wojownikom sprzątać bałagan.
- Nie traćmy na to czasu drużyno, trzeba posprzątać ten bajzel zanim Fung to zobaczy.
Przyjaciele rozproszyli się po placu by zacząć naprawiać szkody które ktoś wyrządził.
Odchodząc każdy z nich jeszcze spoglądał nieco na Raimunda trzymającego Doja w uścisku,
Smok Wiatru zabrał dłoń z paszczy smoka, lecz tylko po to aby chwilę później mocno złapać go za szyję i mocno potrząsnąć.
Cichym i dosyć szorstkim głosem zwrócić się do smoka:
- Dojo, chyba musimy pogadać i to natychmiast.
Łuskowaty przyjaciel ledwo łapał powietrze, nie miał pojęcia co chłopaka zdenerwowało w tym co powiedział przed chwilą.
- Ja, duszę! Tracę... oddech...
Przwódca słysząc słowa gekona rozluźnił uścisk i posadził spowrotem na posadzce.
- Oj, wybacz Dojo, poniosło mnie.
Smok dziwnie spojrzał się na Chłopaka i odpowiedział.
- Wiesz co? Ostatnio zrobiłeś się jakiś nerwowy i z byle powodu unosisz się. Czy to jest według ciebie normalne zachowanie?
Raimundo sam wielokrotnie zauważył iż wścieka się bez powodów, chociaż czasem dobre powody istnieją, wysunął rękę w kierunku smoka i wskazując na niego palcem odpowiedział.
- Obiecaj że nikomu nie wspomnisz o tym swoim śnie, cokolwiek ci się tam uroiło, zgoda?
Gekon nie zrozumiał o co chodzi Przywódcy, no bo przecież nic złego nie miał zamiaru mówić o swoim przyjacielu.
- No co ty masz mnie za durnego węża co nie umie trzymać języka za zębami?
- A tak w ogóle to o czym miałbym nie mówić?
Smok Wiatru nie zwlekał z odpowiedzią:
- Już ty dobrze wiesz o co mi biega, jeżeli puścisz farbę komuś to trafisz do muzeum jako eksponat.
Smok jedynie wzruszył ramionami.
- Skoro tak ci na tym zależy... to możesz na mnie liczyć.
Raimundo nie zdążył nic jeszcze powiedzieć zielono łuskiemu gdyż z oddali usłyszał kogoś.
Odwrócił się do wołającej go Kimiko która przenosiła w tejże chwili zniszczonego manekina ćwiczebnego.
- Rai! Może i jesteś naszym przywódcą, ale mógłbyś nam czasem pomóc a nie stać w miejscu jak jakiś lord.
Omi także dodał coś od siebie w kierunku Przywódcy.
- No właśnie przyjacielu Raimundo, w grupie siła!
Smok Wiatru nie zastanawiał się tylko ruszył w kierunku przyjaciół i również przystąpił do zbierania zniszczonych elementów jakiegoś przyrządu do ćwiczenia równowagi.

Tymczasem w krainie nie tutaj w pałacu Księcia Ciemności panował dosyć niecodzienny spokój, od czasu kiedy Chaes Young dowiedział się o nowej mocy swojej uczennicy nie wychodzi z osobistej i pokaźnej względem zbiorów biblioteki starożytnych zwojów.
W tym czasie Wuya przestała nienawidzić Ray, jeszcze niedawno mogłyby się pozabijać lecz jakaś nagła zmiana nastąpiła po obu stronach, co więcej obie bardzo dobrze się rozumiały. Obydwie równie mocno nienawidziły dobro i jego przedstawicieli w klasztorze shaolin, choć małe i krótko trwałe spory między nimi były na porządku dziennym to w zasadzie kłótnie były zazwyczaj o pierwszeństwo z rana do toalety, lub o zatkany odpływ w prysznicu przez którejś włosy.
Wiedźma jak co dzień nie miała nic do roboty więc moczyła swe nogi w dziedzińcowej fontannie i przyglądała się na Ray siedzącą na schodach z posępną miną.
Chcąc jakoś pomóc a przy okazji dowiedzieć się przyczyny dla której jej mina była mieszanką smutku i złości zapytała?
- Ostatnio miernie wyglądasz, nad czym się tak zastanawiasz?
Siedząca na schodach dziewczyna usłyszała słowa Wuyi, uniosła głowę ku górze, gdyż jak do tej pory jej twarz opierała się na dłoniach.
- To moja sprawa, nie zrozumiesz tego a poza tym to osobista sprawa.
Czarownica spojrzała podejrzliwie na dziewczynę.
- Osobista sprawa? No wiesz... możesz mi śmiało powiedzieć co cię boli, nie ugryzę przecież.
Ray wolała nic nie mówić Wiedźmie, czuła że gdyby cokolwiek jej powiedziała to w najgorszym przypadku mogłaby obrócić się przeciwko niej. Lecz potrzebowała w tamtej chwili kogoś do rozmowy, kogoś komu mogłaby zaufać i opowiedzieć o dziwnych myślach prześladujących ją, lecz nie należących do niej samej. Opowiedzieć o bezsennych nocach wywołanych koszmarami które ją nachodziły, w których to traciła życie przez nieznaną jej osobę i która zawsze pojawiała się w istocie cienia. Mogłaby także wspomnieć o głosach nachodzących ją podczas przechadzania się po komnatach i korytarzy pałacu, i o tym nikczemnym i złowieszczym śmiechu który przyprawiał o dreszcze. Najchętniej poszłaby powiedzieć o wszystkim Księciu Ciemności, lecz z drugiej strony gdyby cokolwiek o tym wspomniała równałoby się to z oznaką jej uległości, słabości bądź strachu.
W najgorszym przypadku zostałaby wydalona z pałacu ze wzglęów niskiej przydatności czy innego, równie błahego powodu. Mogłaby tak się przez resztę dnia zatracać się w swoich myślach i fantazjach ale uniemożliwiła jej to Wuya machająca przed jej twarzą ręką.
- Halo! pobudka, no ocknij że się...
Ray wybudziła się z zamyślenia i za protestowała.
- Ej! Po pierwsze to nic ci nie powiem o tym co mi jest, a po drugie jak chcesz zachować tą swoją rączkę na swoim miejscu to bądź łaskawa ją zabrać z przed moich oczu!
Wiedźma szybkim ruchem zabrała swoją dłoń z przed twarzy dziewczyny, mimo iż ona uniosła swój głos to Wuya nie zareagowała na ten ton. Kiedyś Mogło by to doprowadzić do się z kłótni piątej kategorii, lecz tym razem chciała bardziej pomóc przyjaciółce niż spędzać kolejne dni na kłótniach.
- No już dobrze, coś taka pobudzona? Dziwnie się ostatnio zachowujesz, wiesz?
Ray odpowiedziała dosyć szybko.
I co z tego?! nie mam ostatnio humoru.
Wuya po krótkim namyśle lekko się uśmiechnęła i odrzekła do niej.
- Siedzą tak tutaj nie poprawisz sobie nastroju, mam pomysł który ci się spodoba. Co powiesz na wypad na małe zakupy? Znajdziemy ci jakiś strój w bardziej mrocznym stylu, bo ten róż i fiolet to jakaś pomyłka.
Wojowniczka obdarzyła swą znajomą dosyć ponurym spojrzeniem, ostatnią rzeczą jaką chciałaby w tamtej chwili robić to iść na jakieś durne zakupy, uganiać się za modnymi torebkami i butami na wysokim obcasie czy koturnach zamiast dążyć do całkowitego zniszczenia dobra.
- Ja nie chadzam na zakupy i dobrze to sobie zakoduj.
Czarownica tylko wzruszyła ramionami na tą odpowiedź i odpowiedziała cichym głosem.
- Zaczynasz się zachowywać jak Chaes, zresztą twoja strata. Ja idę póki on z tamtą nie wyłazi.
Wiedźma nie zdążyła dokończyć tej myśli gdyż wyczuła nowe Shen Gong Wu.
- Wyczuwam nowe Shen Gong wu, buława chaosu musi być mója. Nie daj się prosić abyś poszła ze mną, zresztą będziesz miała okazję dokopać komuś z Xiaolinu.
Ray niechętnie, ale zgodziła się na tę wyprawę, tylko miała nadzieję że Chaes się o tym nie dowie.
- A co z Chaesem? jak się dowie że zniknęłyśmy i po co, to się nam zdrowo oberwie.
Wuya tylko odrzekła.
- Nie martw się, i tak nigdzie się z stamtąd nie rusza. Weź Wu i ruszamy.
Wojowniczka pobiegła na górę do skrytki z Shen Gong Wu, niestety była zamknięta na klucz prawdo podobnie przed Wuyą. Dziewczyna skupiła swoje czary w dłoni i jednym ruchem sprawiła iż skrytka otwarła się. W środku było kilka Wu.
lecz zainteresowało ją tylko jedno Shen Wong Wu, małe czarno-białe Yoyo które miało wyrytą nazwę na jednym z boków. Było to Ying Yo-Yo i od razu przypadło jej do gustu, choć nie wiedziała jak go użyć ani co ono potrafi to jednak zabrała je ze sobą.

piątek, 5 września 2014

Rozdział 14.

Przywódca staną w odległości kilku metrów od swego mistrza. Stojąc tak w miejscu zaczął zastanawiać się nad powodem wezwania go. Tuż obok dostrzegł Doja, który smacznie spał w swym hamaku.
Mistrz Fung spojrzał na Wojownika chłodnym spojrzeniem i wskazał na miejsce przed sobą.
- Usiądź chłopczę.
Chłopak posłusznie wykonał polecenie swojego nauczyciela, usadowił się przed nim i w ciszy czekał na dalsze instrukcje.
- Raimundzie, wiesz, dlaczego zostałeś wybrany na przywódcę?
Smoka wiatru lekko to pytanie zdziwiło, nie umiał zrozumieć, dlaczego mistrz zadał mu właśnie takie i co się za nim kryje. Jednak sam nie był do końca pewny, dlaczego on został wojownikiem Shoku a nie ktoś inny.
- Nie, mistrzu Fung, nie znam na to odpowiedzi, ale wierzę, że to nie był przypadek.
Fung wciąż patrzył głęboko w oczy swojego ucznia; dało się odnieść wrażenie, jakby czytał w jego myślach.
- Skoro sam uważasz, iż wybranie ciebie na przywódcę nie było przypadkiem, to co skłoniło cię do odejścia z klasztoru?
W głowie smoka wiatru nastąpiła chwilowa ciemność umysłu, wszystko jakby stanęło w miejscu, a myśl nasuwała się jedna, ale czy o tej myśli mówić? I jak zareagowałby na to Mistrz?
- No... wie Mistrz... to dosyć skomplikowana sprawa i wolałbym o niej nie mówić.
Nauczyciel, usłyszawszy te słowa, uniósł jedną brew ku górze na znak zdziwienia. Co prawda wciąż posiadał przy sobie muszlę telepatii i mógł jej użyć, lecz tym razem jej nie potrzebował, by zrozumieć chłopaka.
- Rozumiem cię, chłopcze, domyślam się co ci leży na sercu i duszy, czy dlatego chciałeś odejść z Xiaolinu?
Raimundo nie rozumiał, o czym mówi Mistrz. Czyżby użył muszli, aby poznać jego myśli? Niewiele więc myśląc zwrócił się do staruszka:
- Nie rozumiem, Mistrzu, przecież nic...
Mistrz Fung jednym skinieniem palca nakazał Przywódcy zaprzestanie dalszego dialogu, a sam zaś zaczął:
- Raimundzie, jestem stary, ale nie głupi, Jakiś czas obserwuję twoje zachowanie w stosunku do Smoka Ognia i widzę, że nie potrafisz pogodzić swojego przywództwa z tym, co teraz odczuwasz.
Wojownikowi Shoku opadła szczęka aż do samej podłogi, bo to, co usłyszał od swojego mentora, po prostu nim wstrząsnęło i oszołomiło. Najchętniej wybiegłby w tamtej chwili z sali w stronę wyjścia z klasztoru i już nigdy by się nie pokazał tam, lecz wiedział, że na próżno by szukał spokoju sumienia, gdyby z spróbował stamtąd uciec. Jego mina diametralnie się zmieniła; chłopak posmutniał i spuścił wzrok ku dołowi. Nie chciał już patrzeć na mistrza. Natomiast Fung patrzył na zachowanie swego ucznia, który wyglądał, jakby otrzymał od niego najsurowszą karę, jaką mógłby dostać, za jakiś błąd którego nie popełnił.
Staruszek uniósł się i podszedł do klęczącego Przywódcy, chwilę tak patrzył na niego w ciszy, lecz musiał jakoś pomóc chłopakowi, w końcu jest tam po to, aby szkolić swoich uczniów na wojowników Shaolinu, ale także służyć radą i słowem kojącym ból w innych problemach.
- Raimundzie...
Shoku stanął na nogi, lecz nie patrzył na twarz swego Mistrza, gdyż nie potrafił tego zrobić w tamtej chwili.
Mistrz uniósł dłoń, położył na ramieniu przywódcy, jednocześnie prowadząc go w stronę okna wyglądającego na dziedziniec i mówiąc:
-Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same w najmniej oczekiwanej chwili.
Raimundo zaczął się zastanawiać nad sensem tych słów. Trudno było mu je sobie przyswoić i zrozumieć.
Jednak w tamtej chwili nieco podniosły go duchu, po tych kilku dniach na jego twarzy zagościł lekki, lecz szczery uśmiech.
- Jej... skąd Mistrz bierze te powiedzonka, że tak pomagają?
Fung niewiele myśląc odrzekł do Brazylijczyka:
- Z miesięcznika zielarskiego „Jak urządzić skalny ogródek”.
Chłopakowi miło się rozmawiało, lecz zaczęło mu doskwierać zmęczenie, głośno ziewnął i przeciągnął się.
- Czy mogę odejść, Mistrzu? nie żeby coś...
Mentor przerwał Chłopakowi i sam odrzekł w jego kierunku:
- Tak, to wszystko, możesz odejść.
Smok Wiatru instynktownie ruszył w kierunku wyjścia z sali, już miał przekroczyć próg gdy...
- Raimundo?
Mistrz miał jeszcze jedno pytanie. Wojownik Shoku zatrzymał się i odwrócił w stronę mistrza.
- Tak ,Mistrzu?
Nauczyciel nie zwlekał z pytaniem:
- Czy widziałeś tego, kto cię zaatakował?
Raimundo stanowczo odpowiedział staruszkowi:
- Nie Mistrzu, nie wiem, kim była ta osoba. Mistrzu czy ta rozmowa może zostać między nami? nie chcę żeby ktoś...
Fung zwrócił do podopiecznego:
- Uciekaj spać, wszystko pozostanie w tajemnicy.
Shoku wyszedł z sali i zaczął kierować się w stronę pomieszczeń sypialnych, jednak niezbyt chciało mu się spać. Ostatnimi czasy, gdy nie mógł zasnąć, urządzał sobie mały trening na placu specjalnie do tego przeznaczonego, więc nie zastanawiając się zbyt długo, ruszył w kierunku dziedzińca.
Zanim dotarł do końca ciemnego korytarza, znów zaczęły go nachodzić jakieś głosy czyichś rozmów i złowieszczy śmiech, który jakby znał lecz nie potrafił go skojarzyć z konkretną osobą.
Wyszedł na mały plac na którym znajdował się najprzeróżniejszy sprzęt do celów treningowych: od zwykłych worków ze słomą poprzez manekiny i tor przeszkód. Co prawda nie wolno mu jeszcze trenować, lecz nie zwracał na to uwagi i podszedł do manekina. Wziął parę głębokich wdechów i zaczął atakować manekina ze wszystkich sił, dookoła zaczął unosić się pył oraz kurz wydobywający się z atakowanej kukły. Chłopak z każdym ciosem uderzał w manekina coraz silniej, aż w pewnym momencie belka trzymająca lalkę poddała się i pękła na pół.
Przywódca jednak nie miał dosyć. Nie poprzestał na jednym sprzęcie. Każdy, przy którym trenował, nie wytrzymywał ilości ciosów i rozlatywał się na części.
W głowie Brazylijczyka trwała bitwa, której nie było końca, jego zdenerwowanie potęgowało się wraz z narastającymi wspomnieniami które niedawno miały miejsce.
Po dwóch godzinach plac treningowy wyglądał jak po przejściu huraganu, wszystkie ozdobne wazony, zniszczony tor przeszkód i zniwelowane podwórze. W tamtej chwili plac wyglądał jak jakiś wybieg dla bestii, nie znającej litości dla wszystkiego co martwe lub żywe.
Pośród tego nieładu stał Przywódca, który ledwo stał na nogach, zmęczenie mocno mu doskwierało, zwłaszcza z powodu późnej godziny, lecz wciąż nie miał dosyć. Rozglądał się za godnym przeciwnikiem, z którym mógłby stoczyć pojedynek, niestety był sam w mrokach nocy i nie mógł liczyć na walkę z osobą.
Jego złość na siebie samego wciąż rosła z niewiadomego powodu. Szukając jej ujścia postanowił wyżyć się na drzewie, które rosło na placu treningowym, lecz jego siła była równa zeru, każda cząstka jego ciała oddawała ból porównywalny ze stąpaniem po rozżarzonych węglach. Postanowił przyzwać swój żywioł i zmieść z powierzchni ziemi to drzewo.
Szybkim ruchem ustawił się do ataku...
- Gwiazda Wudai... Wiatr!!!
Ku jego zdziwieniu nic się nie stało, drzewo wciąż znajdowało się na miejscu i raczej nie planowało się stamtąd wynieść.
- Co jest?!
Przywódca ponowił atak kilkukrotnie lecz bez żadnych efektów. Nie rozumiał, co się dzieje z jego mocą, która nie okazywała w żaden sposób swego istnienia. Chłopak zaprzestał ataków, był kompletnie wyczerpany i cały w kurzu, do tego bezlitośnie zaczęła boleć go głowa w miejscu, które było zabandażowane. Dotknąwszy ów miejsce poczuł, iż jest szczególnie wilgotne, opuścił dłoń przed oczy i ujrzał na niej mocno czerwony kolor który mógł świadczyć o otwarciu się rany i obfitym krwawieniu.
Szybkim krokiem ruszył do budynku, chciał jak najszybciej wrócić do swego pokoju, by zmienić opatrunek.
Przemknął się koło pokoju mistrza i dalej ruszył korytarzem, po drodze znajdowała się jadalnia w której zostało zapalone światło, znaczyć to mogło, iż ktoś w danej chwili znajduje się tam ,uniemożliwiając tym przejścia do pokoju niezauważalnym.
Raimundo cicho podszedł do wejścia do kuchni. Lekko wychylił część głowy, by zobaczyć kto tam się znajduje.
- O mamo... ja to mam pecha.
Na jego nie szczęście w Pomieszczeniu znajdowała się Kimiko, która najwidoczniej zgłodniała lub coś w tym stylu. Brazylijczyk postanowił zaryzykować i bezszelestnie obejść wejście do kuchni. Pomału przemieszczał się względem wejścia. W najmniej oczekiwanej chwili pod stopą Przywódcy zaskrzypiała deska podłogowa. Bojąc się zdradzenia swej obecności, zielonooki zwinnie przeskoczył na drugą stronę korytarza i równie szybko skierował się do swego pokoju.
Wszedłszy do swego pokoju zdjął zakrwawiony opatrunek, schował go do szuflady w biurku, w następnej kolejności wyjął z kieszeni plecaka kawałek bandaża i owinął go wokół rany, aby nikt nie zadawał niepotrzebnych pytań. Spoglądając na zegarek dostrzegł, iż do świtu zostały tylko trzy godziny, zabrał piżamę i szybkim krokiem skierował się do toalety. Odświeżywszy i przebrawszy się chłopak ułożył się na macie i zasnął.
Około godziny piątej rozległ się po całym klasztorze przerażający kobiecy krzyk, który obudził Raimunda.
- Co?... już pora na śniadanko?
Niecałą chwile później do chłopaka dotarło, iż może dziać się coś złego, zerwał się z maty i wybiegł z pokoju w stronę wyjścia na dziedziniec. Szybko przebiegł obok wejścia do kuchni i pokoju mistrza, wybiegł w piżamie na podwórze i zobaczył Kimiko, która patrzyła na zniszczony plac treningowy.
Smok Wiatru zaczął sobie przypominać swój nocny trening i jego napady złości, które wyładowywał na sprzęcie do treningów. Do Raimunda i Kimiko dołączyli Omi i Clay, którzy także nie rozumieli co się tu stało,. Nieco chwilę później przypełzł Dojo który mruczał coś pod nosem.
Smok wytrzeszczył oczy ze zdumienia i głośno krzyknął, tuż po tym dodał...
Już wcześniej wandale byli zmorą drobnych przedsiębiorców, ale to już przesada!
Smok Wody zwrócił się do smoka...
- Dojo? Wiesz kto to mógł zrobić?
Smok skrzyżował łapy i z lekkim zdenerwowaniem odrzekł.
- A skąd mam wiedzieć? Miałem wtedy przerwę i zdrzemnąłem się.
Żółtogłowy lekko zdenerwowany nakrzyczał na Doja:
- Jak mogłeś spać w takiej chwili?!
Gekon ze spokojem dalej mówił do Chińczyka:
-No co ja poradzę że miałem taki ciekawy sen z Raimundem...
Wszyscy zebrani równocześnie zwrócili wzrok na smoka, jakby był jakimś eksponatem. Clay dopytał się łuskowatego przyjaciela o konkrety:
- Chcesz przez to powiedzieć, że miałeś sen o naszym Przywódcy?
Smok chwilę się zastanowił nad czymś, po czym odrzekł.
No... miałem sen o tym, że Raimundo rozmawiał z Mistrzem o...

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 13.

Przywódca zaczął się budzić. Ciągle przewracał się z boku na bok, jednak wciąż nie otwierał oczu.
Do jego uszu zaczęły docierać jakieś ciche słowa
- To wasz koniec... i nic ani nikt tego nie zmieni, były smoku Wiatru.
Chłopak usłyszawszy to poderwał się do pozycji siedzącej, jednak nie zdążył zauważyć patelni którą zapewne Kimiko zawiesiła na wypadek jego próby wstania.
-Co to?!
Uderzywszy w ów przedmiot Raimundo złapał się za poszkodowaną twarz,zaczął pomału rozmasowywać obolały nos. Jednak momentalnie zaprzestał tej czynności, gdy zauważył, iż nikogo nie ma w pobliżu, rozejrzał się po pokoju, ale nie dostrzegał żadnej żywej duszy.
-Kimiko ma przechlapane, za tę patelnię...
Smok Wiatru jeszcze tak przez chwilę bezcelowo rozglądał się po swoim pokoju, a potem zwrócił uwagę na lusterko wystające z jego plecaka. Podniósł się na nogi a następnie ruszył do przedmiotu, wyjął je z kieszonki i zaczął się w nim przeglądać.
-Nieźle mnie ta nowa od Chase'a poobijała, jeszcze trochę i było by po mnie.
Raimundo dopiero zdał sobie sprawę z powagi jego stanu, gdy zdjął bandaż z czoła.
Na całej długości widniała dosyć głęboka rana, która niezbyt dobrze wyglądała, zresztą z dłońmi było podobnie. Jednak nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, gdyż zaczął doskwierać mu głód.
-Brururu..już, już panie żołądku..zaraz idziemy coś przegryźć...
Chłopak odłożył lusterko i zaczął się kierować do wyjścia z pokoju, lecz po kilku krokach przewrócił się na ziemię.
-Panie żołądku...chyba będzie mały kłopot z jedzonkiem...
Smok Wiatru domyślał się, że sam nie dotrze nawet do kibelka, a co dopiero do jadalni.
Obrócił się na plecy i zaczął się przyglądać szaremu sufitowi z drewnianą konstrukcją, przy okazji mówiąc do siebie:
- Narobiła mi bigosu. Już wolałbym walczyć z Youngiem niż z nią... eh... ale pech.
Przywódca podniósł się i zrezygnowany chciał wrócić na matę, robiącą za łóżko, ale przez jego gapowatość potknął się o jakiś przedmiot na ziemi i znów wylądował na podłodze.
-Głupie graty, chyba powinienem tu kiedyś posprzątać...
Chłopak po raz kolejny podniósł się na nogi, obrócił się żeby zobaczyć przez co tym razem się o mało co nie zabił. Ów przedmiotem była włócznia guan, którą otrzymał w prezencie od Mistrza Mnicha Guana.
-No..to już wiem jak dotrzeć do lodówki.
Raimundo podniósł broń i użył jej jako laski do podpierania,bardzo wolnym krokiem wydostał się z pokoju i zaczął kierować w kierunku jadalni. Przechodząc obok wejścia do pokoju Kimiko zatrzymał się aby sprawdzić czy śpi, zazwyczaj wchodził bez pukania lecz tym razem sobie darował i dalej kontynuował wędrówkę ciemnymi korytarzami.
Idąc tak w ogarniającym go mroku zaczął odczuwać jakieś dziwne wrażenie, jakby ktoś go śledził, starał się na to nie zwracać uwagi, lecz w pewnym momencie znów słyszał czyjś głos który wydobywał się z każdego kierunku.
-Już po was...
-Nie opieraj się...
-Na nic twoja siła..
-Zginiesz!...zginiesz!!
Raimundo dalej szedł lecz w jego oczach był lekki strach, żadko u niego nie spotykany, w oddali widział palące się światło w kuchni co znaczyło że ktoś tam jest.
Schował się w bezpiecznej odległości za dosyć dużą donicą i starał się dojrzeć kogoś w jadalni, nagle i niespodziewanie ktoś złapał go z tyłu za ramie.
Smokowi Wiatru zjeżyły się włosy ze strachu, odskoczył na bok i przewrócił się na ziemię, Osoba zadała Chłopakowi pytanie...
-Raimundo, co tutaj robisz o tak późnej godzinie?
Przywódca usłyszawszy znajomy głos spojrzał na osobę która przed nim stała.
-Przepraszam Mistrzu Fung,nieco zgłodniałem i zamierzałem coś przegryźć.
Fug wziął chłopaka pod ramię i pomógł mu się podnieść.
-Wiesz że nie możesz się ruszać w takim stanie, jesteś osłabiony i mocno poobijany...
Przywódca wciął się w zdanie Mistrza.
-I niech Mistrz nie zapomni dodać że głodny...tak dla sprostowania.
Opiekun zerknął kontem oka na Smoka Wiatru, patrzył na jego wyraz twarzy który wyrażał smutek i żal.
-No dobrze,już dobrze, idź ale w drodze powrotnej przyjdź do sali medytacji.
Chłopak mocno ziewnął, jednocześnie przeciągając się.
-Czy to nie możemy odłożyć? najlepiej na przyszły miesiąc?
Fung srogim wzrokiem obdarzył nastolatka, zaś Raimundo na widok jego wzroku wolał już nic nie mówić.
 -A zresztą mam trochę wolnego czasu..tak więc przyjdę Mistrzu.
Smok Wiatru zaczął się kierować do kuchni,przy okazji mruknął pod nosem...
-Ale sztywniak ostatnio się z niego zrobił.
W tym momencie Mistrz Fung zwrócił uwagę Przywódcy, jednocześnie eksponując w swej dłoni Muszlę Telepatii.
-Ehm..Raimundo?
Chłopak widząc w ręku Mistrza ów Shen Gong Wu zaczerwienił się jak burak. .
-Przepraszam Mistrzu Fung.
Smok Wiatru wparowawszy do kuchni przygotował małą przekąskę, lecz niezbyt chciało mu się posprzątać i pozmywać naczynia po sobie, miał już chęć powrócić do przytulnego łóżka lecz musiał odwiedzić Funga w sali medytacji...
-Mógłby mi darować tą nasiadówkę..
Raimundo zapukał we framugę drzwi,po otrzymaniu odpowiedzi ruszył w kierunku mistrza.

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 12.

Minęło kilka dni od ataku Heylinu na Xiaolin, nikt nie świętował zwycięstwa gdyż nikt nie wygrał.
Na opustoszałej części Tybetu, znajdującej się pod władzą najpotężniejszego Wojownika, Cheasa Younga, panowała zupełna cisza.
Zresztą czego innego można by się spodziewać na pustyni?
W swoim pałacu Chase Young nie robił nic innego jak, trenował walkę wręcz ze swoją uczennicą.
-Pamiętaj(..) gniew jest twoją słabością, a pewność siebie może cie zgubić.
Dziewczyna jednak nie wszystko robiła dobrze, co kilka chwil gdzieś się rozglądała, a podczas przerw malowała paznokcie lub układała fryzurę.
Władca zła, widząc jej małe za interesowanie treningiem, złapał się dłonią za czoło i z politowaniem odezwał.
- Ray, jutro o świcie widzimy się na treningu z czarnej magii, nie spóźnij się.
Wojowniczka uśmiechnęła się do Chasa i na potwierdzenie pokiwała głową.
Jaszczurowaty o dziwo także delikatnie się uśmiechnął ,lecz tak niewiele że, tylko ja to dostrzegłem,
Mężczyzna zaczął się kierować w stronę mrocznych korytarzy.
Ray podskoczyła z radości kilka razy,cieszyła się, że zabiła przywódcę Xiaolinu a Chase dał jej nie ograniczoną swobodę poruszania się po całym Pałacu.
Tyle że nie wiedziała gzie pójść najpierw,dłuższą chwilę stała tak rozmyślając nad czymś, po zabiciu przywódcy i rzuceniu w niego tej mrocznej kuli magii dziwnie się czuła.
Spostrzegła że, za każdym razem gdy, patrzy w górę ma wrażenie jakby, się unosiła w powietrzu, lecz za każdym razem gdy patrzyła w dół, nadal stała twardo na posadzce.
Zeszła po głównych schodach i skierowała się do fontanny która, znajdowała się na środku sali audiencyjnej,usiadła na jej brzegu i zaczęła się pogrążać w myślach, nurtowałała ją reakcja przywódcy Xiaolinu na jej słowa dotyczące tej japonki z klasztoru, tego że zabije tą dziewczynę zaraz po nim.
Wojowniczka złapała się za głowę i głośno powiedziała do siebie...
-Ale to przecież obowiązek każdego przywódcy, aby podwładnym nic nie zagrażało,tylko czemu tak impulsywnie ten chłopak zadziałał?
Ray dalej zastanawiała się nad tym,patrzyła na wodę w fontannie w której widziała swoje odbicie, zastanawiała się co teraz ma zrobić, powłóczyć się? Czy może coś zjeść?
Tę chwilę ciszy niestety przewała Wuya, podchodząca do wojowniczki.
- Taka młoda, waleczna? Dopiero co zaistniała w Heylinie zabijając Raimunda?
Ray odwróciła się do wiedźmy z pytającą miną.
- O co ci chodzi?
Wuya przebiegle się uśmiechnęła pod nosem i kontynuowała swoje przemówienie:
- Znasz się w ogóle na Heylińskich czarach? Wiesz czym zaatakowałaś przywódcę?
A co by było? Gdyby przywódca jednak jakimś cudem przeżył? Jak poczułby się Chaes? Gdyby dowiedział się że jego nowa uczennica w której pokłada swoje nadzieje na zwycięstwo, nie podołała tak prostemu zadaniu?
Ray, słysząc tą wiedźmę, delikatnie mówiąc zaczęła tracić cierpliwość, zaciskając zęby odszczekała się:
- Nie obchodzi mnie, co by było gdyby. Liczą się fakty, a przywódca Xiaolinu nie żyje.
Wuya pomału zaczęła wcielać swój plan w życie, nie mogła patrzeć jak, ta mała się podlizuje Cheasowi.
- No tak,tak oczywiście, masz absolutną rację ale, później nie przychodź do mnie z płaczem od Cheasa.
Wojowniczka straciła cierpliwość, podeszła do Wuyi i przybliżyła się do jej twarzy na kilka centymetrów.
- Idź się użalać gdzie indziej, mam inne sprawy niż słuchanie tego biadolenia.
Wiedźma złapała Ray za kołnierzyk bluzki i z bezlitosnym głosem odezwała się do niej.
- Trzymaj się od Cheasa z daleka, to może trochę dłużej pożyjesz.
Ray te sowa doprowadziły do złości, ale nie do tego aby musiała walczyć z Wiedźmą.
- Sugerujesz mi coś?
Wuya złowieszczo odpowiedziała i zaczęła prowokować do walki.
- To będzie ciekawy pojedynek.
Wojowniczka wyrwała się z uścisku Wuyi i odskoczyła na kilka metrów do tyłu.
- Na pewno będzie ciekawszy od twojej rozpaczy.
Wiedźma ruszyła w kierunku Ray i zaatakowała ją.
- Wynoś się z pałacu, tu nie ma miejsca na nas obie!
Ray krzyknęła:
-To wciągnij brzuch, wtedy będzie!!
Wuya zaskoczyła dziewczynę i posłała jej kopnięcie od tyłu, Ray prześliznęła się po marmurowej posadzce na drugi koniec sali i niezbyt mocno uderzyła o ścianę.
Wiedźma szybko znalazła się obok dziewczyny, lecz zanim oddała kolejną serię ciosów  silny podmuch wiatru odrzucił ją na fontannę.
Maszkara była zaskoczona mocą Ray ale nie mogła pojąć skąd ją posiada, długo się nie zastanawiała i znów zaczęła biec w kierunku Wojowniczki lecz Cheas ją zatrzymał.
- Co tu się wyprawia?
Wuya wymuszonym milutkim głosikiem odpowiedziała:
To Ray, ona bez powodu mnie zaatakowała, nie wiem co jej odbiło ale, ja jej nie ufam.
Władca ciemności zacisnął zęby i szorstkim głosem zwrócił się do wiedźmy:
- Wynoś się  stąd do swojej komnaty!
Wuya cicho odpowiedziała Cheasowi.
- Ale, miałam iść do toalety uczesać włosy.
Young przybliżył się do wiedźmy i powtórzył:
- Jeżeli natychmiast się z tąd nie wyniesiesz to, nie będziesz miała, czego czesać.
Wiedźma niechętnie odeszła w kierunku swoich komnat, zaś Young podszedł do siedzącej dziewczyny i pomógł jej wstać, jednocześnie zadając pytanie:
- Jak długo posiadasz moc wiatru?
Ray otrzepała się z kurzu i nie rozumiejąc o, co chodzi, zapytała:
- Jaką moc wiatru? nigdy nie panowałam nad żadnym żywiołem.
Young kontynuował:
- To jak wyjaśnisz mi,skąd Wuya wylądowała w fontannie? Jednocześnie niszcząc ją?
Dziewczyna załamała ręce, nic z tego nie rozumiała, od kiedy zabiła przywódcę, zaczęły się z nią dziać dziwne rzeczy.
- Ja nie wiem. Od kiedy zabiłam Shoku tą kulą magi, zaczęły się dziać dziwne rzeczy, czuję się, jakbym latała w powietrzu, lecz gdy spoglądam w dół, to dalej stoję na ziemi.
Young złapał się dłonią za podbródek i zaczął się zastanawiać gdyż, już kiedyś coś podobnego doświadczył.
- Sądzę że, w jakiś sposób za absorbowałaś moc Raimunda i możesz ją wykorzystywać w taki sam sposób jak on.
Władca zła odwrócił się od Ray i zaczął odchodzić w stronę korytarza prowadzącego do biblioteki,oddalając się, dodał przez ramię.
- Postaraj się na razie nie używać mocy wiatru, muszę nad tym pomedytować.
Dziewczyna dziwnie spojrzała na Chase'a, potem na swoje blade ręce. Ucieszyła się, że zyskała dodatkową moc, a zło jest teraz jeszcze silniejsze i może nawet Young będzie bardziej przychylnie na nią patrzył.

Tymczasem w klasztorze Xiaolin panowała głucha cisza. Nikogo nie było na dziedzińcu ani w sali medytacji, ani też w stołówce.
Wydawało się, jakby klasztor był opuszczony przez swoich lokatorów lub nigdy tam nie mieszkali.
Przywódca zaczął powoli otwierać oczy, minęło kilka minut, aż wzrok powrócił do normalności.
Chłopak spostrzegł, że znajduje się w swoim pokoju w klasztorze i leży na  macie.
- Umarłem?
Odrzucił koc na bok i zaczął się podnosić, ból był nie do zniesienia jednak stanął na nogi i spróbował się ruszyć. Ból był tak przytłaczający, że zawróciło mu się w głowie i upadł na podłogę, tracąc przy tym przytomność. Minęło dobre pół godziny, przywódca obudził się po raz drugi, lecz i tym razem leżał na swojej macie i to go lekko zaskoczyło.
- Co do..?
Raimundo znów zaczął się podnosić, lecz tym razem niespodziewanie i boleśnie oberwał w policzek od  Kimiko która czuwała nad chłopakiem i likwidowanie każdej jego próby ruszenia się  z maty.
- Jeszcze raz! jeszcze raz spróbuj się podnieść a osobiście cię zatłukę!!
Raimunda zaskoczyło to że, Kimiko też nie żyje, spojrzał na wyjście z pokoju gdzie stał Omi i Clay.
- Wy też umarliście?!
Kimiko odwróciła się do Claya i Omiego z politowaniem w oczach, potem znowu odwróciła się do przywódcy i wymachując nad jego głową ręką mówiła.
- Nie! ptasi móżdżku, jesteś wśród żywych przyjaciół.
Przywódca odetchną z ulgą, cieszył się że jest wśród żywych, zatrzymał wzrok na dłoni Kimiko, która wciąż wisiała nad jego głową.
- To bardzo fajnie, ale mogłabyś już zabrać rękę znad mojej głowy? Chcę wstać.
Smok Wiatru zaczął się znów podnosić, Kimiko po raz drugi przyłożyła mu w policzek, Clay i Omi widząc to mimowolnie sami zasyczeli z bólu.
-Wss..ał,ała..musiało boleć.
Dziewczyna z powrotem  zabrała dłoń i groźnym tonem zwróciła się do przywódcy.
- Nie możesz się nigdzie ruszać bo kości ci się krzywo zrosną i będziesz kaleką już do końca życia.
Przywódca mruknął cicho pod nosem:
-Przy tobie to zostanę kaleką do końca dnia.
Japonka usłyszała mruczenie Smoka Wiatru i już miała mu nagadać, lecz zrezygnowała widząc jego minę.
-Straciłeś mnóstwo krwi podczas walki,już nie wspomnę o tym rozciętym czole i siniakach na całym ciele.
Raimunda zaskoczyły ostatnie słowa Smoka Ognia i Zaczerwienił się.
- A skąd wiesz gdzie mam siniaki?
Kimiko spostrzegła zakłopotanie Przywódcy,pomyślała o tym, co zapewne pomyślał Smok Wiatru, jednak szybko się otrząsnęła i lekko puknęła dłonią chłopaka w głowę  mówiąc.
- Fung mi powiedział, matole!
Smok Ognia ściszyła głos i usiadła obok przywódcy,Clay i Omi także usiedli w pobliżu,ale w bezpiecznej odległości od Kimiko.
Dziewczyna chciała się dowiedzieć co mu się stało i kto go tak obił,nie widziała z kim Raimundo walczył.
-Kto cię tak urządził?
Przywódca zaczął grzebać w pamięci, szukał jakichś istotnych szczegółów, którymi mógłby się podzielić z przyjaciółmi.
- Sam nie wiem,pamiętam, że obudziłem się w klasztorze, a wokół mnie toczyły się walki.
Znalazłem mój medalionik, który dałem Kimiko.
Clay wtrącił się w słowa przywódcy.
- Po co dałeś Kimiko swój naszyjnik?
Raimundo nie wiedział, co odpowiedzieć,wolał ominąć to pytanie.
- Nieważne. Pobiegłem was szukać, ale nigdzie was nie było, więc skierowałem się do głównej bramy klasztoru.
Tam widziałem Kimiko walczącą z Wuyą,chciałem jej pomóc, ale Fasolowy mnie zatrzymał, no to go sprałem ale zanim go pokonałem, to oberwałem od kogoś z tyłu i wtedy...
Kimiko zaczęła tracić cierpliwość,więc zatrzymała opowieść przywódcy.
- Stop! Nie chodzi mi o cały dzień, tylko o to, kto cię tak pobił !?
Chłopak zamilkł,przymknął oczy i cicho odpowiedział do przyjaciół:
- Nie wiem, kim była,ale na pewno sprzymierzyła się z Chasem.
Clay przeanalizował odpowiedź przyjaciela i ze zdziwieniem zapytał:
- Chcesz powiedzieć, że pobiła cię dziewczyna?
Nie wiadomo czemu, ale Kimiko spojrzała na Smoka Ziemi wzrokiem mordercy.
Przywódca odpowiedział Clayowi:
- Tak,dziewczyna mnie pobiła i wiesz co, Clay? Już wole jak Kimiko mnie obija, bo przynajmniej wiem, że morduje mnie przyjaciółka a nie ktoś nieznajomy.
Kimiko powędrowała zabójczym wzrokiem na przywódcę, miała ochotę go zabić ale..czy wypada obijać już i tak mocno obitego chłopaka?
- Jeszcze jedno słowo Rai, a zobaczysz jak wyglądają kwiatki od spodu!
Smok Wiatru zamilkł jak grób,nie miał ochoty narażać się na gniew Kimiko i kolejne sińce na ciele.
Kowboj miał jeszcze jedno pytanie do przywódcy, ale zadawał je z dystansem.
- No, a ta wojowniczka, to jak wyglądała?
Raimundo uniósł lekko głowę i spojrzał Claya ze zdziwieniem.
- No wiesz, dziewczyna jak dziewczyna,nic szczególnego..noo taka dosyć ładna, niezbyt wysoka, ale wejście  robi całkiem niezłe.
Raimundo wciąż patrzył się na Claya z dziwnym uśmiechem, ale przed jego oczami pojawiła się pięść Kimiko, która zmierzała w stronę jego twarzy.
Cios Smoka Ognia sprawił że Przywódca stracił spowrotem przytomność i bezwładnie opadł na mate.
Zdążył jedynie usłyszeć kawałek rozmowy Claya i Kimiko.
- Kimiko czemu go walnęłaś?
Dziewczyna głośno krzyknęła na Smoka Ziemi:
- Bo mnie zaczyna wku..ać!

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 11.

Dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo,lecz Shoku tego nie dostrzegł gdyż dziewczyna wciąż była otoczona gęstą mgłą.
-Przyjmuje wyzwanie, na jakich zasadach?
Raimundo stanowczo odpowiedział.
-Zmierzymy się w sparingu Xiaolin, przegra ten który nie będzie zdolny do walki.
Wojowniczka jeszcze bardziej złowieszczo się uśmiechnęła.
-Zgoda lecz walczymy bez shen gong wu, zwycięzca zabiera medalion przeznaczenia, no to...

- Dalej,dalej pojedynek Mistrzów!!!

Niebo pociemniało, wszystkie drzewa w pobliżu straciły liście,strumyk niedaleko płynący wysechł.
Otoczenie zrobiło się mroczne i ponure.
Dziedziniec klasztoru na którym się znajdowali oderwał się od ziemi i uniósł  w górę na kilkanaście metrów.
Jedynym widzem patrzącym na pojedynek był Cheas Young, nikt po za nim nie widział walki Raimuna i dziewczyny.
Wojowniczka skierowała się na środek dziedzińca,jednocześnie spoglądała na mocno obitego Przywódcę.
- Trzeba było się pożegnać z przyjaciółmi.
Shoku resztką sił uniósł się do pozycji stojącej,mocno obity i posiniaczony ruszył na środek placu.
Po wcześniejszym uderzeniu w mur mocno miał obolały bok, trzymając się za obolałe miejsce stanął przed przeciwnikiem i ustawił się w gotowości do ataku.
Wojownicy stali na przeciwko siebie, zapewne czekali na pierwszy ruch swojego przeciwnika.
Raimundo ruszył na dziewczynę i rozpoczął atak przywołując moc wiatru, z początku wydawało się że przywódca całkiem niezle sobie radzi.
Chłopak atakował dziewczynę wszystkimi jemu znanymi kombinacjami ataków,lecz Wojowniczka każdy cios blokowała z wyprzedzeniem.
Smokowi Wiatru zaczynało brakować pomysłów na nowe ataki,czuł się jakby znów walczył z Cheasem i nie mógł na nią znalezć sposobu na pokonanie.
Raimund miał w zanadrzu jeszcze jeden atak, i nie chodzi tutaj o walkę na pięści a o próbę wyprowadzenia przeciwnika z równowagi i zaatakowaanie go z zaskoczenia.
- A ta szykowna mgiełka to poco? Cheaes się ciebie wstydzi?
Dziewczyna usłyszała wyraznie docinkę Smoka Wiatru lecz nie przyjęło to takiej postaci jakiej się sam spodziewał.
Wojowniczka w momencie kolejnego ataku posłała mu potężne kopnięcie w klatkę pirsiową.
- Nie twoja sprawa..chwaście!
Wojownik Shoku uderzył o drzewo z zawrotną prędkością, po uderzeniu z jego ust zaczęła wydobywać się strużka krwi.
Raimundo nie mógł się już podnieść, leżał pod drzewem nie mogąc się ruszyć,unieruchomił go mocny ból w w piersi,chwilę pózniej zaczął czuć iż po jego twarzy spływa zimny pot przemieszany z krwią wypływającą z rozciętego czoła.
Dziewczyna zmierzała w kierunku przeciwnika, czuła na sobie wzrok Younga i nie mogła go zawieść.
Chciała przypodobać się Cheaesowi, lecz mogła to zrobić jedynie zabijając przywódcę Xiaolinu, podeszła do leżącego Shoku , podniosła go do pozycji stojącej i obruciła tyłem do siebie.
Raimundo nie zrozumiał co miała znaczyć ta pomoc, Zły charakter pomaga przywódcy dobra?
Wiedział że za jego plecami stoi dziewczyna która w każdej chwil może mu posłać kolejny cios, chciał walczyć dalej żeby znów zobaczyć swoich przyjaciół lecz ból nie pozwalał mu na najmniejszy ruch.
Wojowniczka nie miała zamiaru zostawić tak Wojownika Shoku,chciała go zabić nie patrząc w jego oczy, wyciągnęła ostrze i...
- W drugiej kolejności wykończę tą Japonkę.
Raimundowi zaczęło się coś przypominać,Zacisnął zęby i nie zważając na dotkliwy ból szybko obrócił się przodem w kierunku Dziewczyny.
- Gwiazda Wudai, Wiatr!!
Shoku cisnął wiatr w stronę oprawczyni, wiatr uderzył w zły charakter i bezwładnie odrzucił na drugi koniec dziedzińca.
Wojowniczka uderzyła o ziemię z niewiarygodną siłą, wokoło niej wytworzył się dosyć duży krater po upadku.
Po chwili dostrzegłą iż już nie ma w około siebie mgielnej zasłony, nie miała czasu aby się teraz nad tym zastanawiać gdyż Przywódca Xiaolinu zmierzał w jej kierunku z miną na której można było wyczytać największy gniew jaki można by zobaczyć.
Smok Wiatru wreszcie mógł zobaczyć jak wygląda dziewczyna która o mało co go nie zabiła.
Raimunda lekko zamurowało gdyż spodziewał się że Wojonik Heylinu będzie wyglądał bardziej mrocznie ale tutaj było odwrotnie.
Dziewczyna była dosyć średniej postury ze srebrno czarnymi-włosami.
Miała na sobie długie czarne rajstopy (lub takie dłuugie buty) i fioletowo czarną tunikę z medalionem na piersi w krztałcie jaszczurzego oka i różową wstążką.
Jej czarne rękawiczki nie miały palców,a końcówki były różowe,miała pomalowane rzęsy czarnym tuszem z dodatkiem niebieskiego a usta ciemno bordowym kolorem.
Smok Wiatru z bezlitosnym wzrokiem kierował się w kierunku Dziewczyny.
- Tknij Kimiko, a nawet Young ci nie pomorze!
Wojowniczka wybiegła z dziury i zaatakowała Raimunda, chłopak nie wzruszenie odpierał jej kolejne ataki, na każdy jej cios odpowiadał z coraz większą siłą.
Dziewczyna szukała sposobu na pokonanie Shoku lecz nadaremnie, spojrzała na Cheasa z obawą że nie uda jej się pokonać Przywódcy.
- Chase!
Young zwrócił uwagę na swoją podopieczną, bez okazywania jakichkolwiek uczuć odpowiedział.
- Prawdziwa siła pochodzi z wnętrza wojownika, pamiętaj..
Raimundo dalej atakował dziewczynę ze swoją wściekłością, jednak z czasem zaczął odczuwać dziwne poczucie zimna i zmęczenia.
Chłopaka zaczęła opuszczać siła, zaczął się domyślać iż przez jego walkę krwawienie z ran się nasila i może się to zle skończyć.
Wojowniczka także zaczęła odczuwać coraz słabsze ciosy Raimunda, plac wokoło nich był usiany niewielkimi kropkami krwi, sam Smok wiatru też lepiej nie wyglądał,cały posiniaczony i w zakrwawionym ubraniu, jego włosy były posklejane przez krew sączącą się z rozciętego czoła.
 Z minuty na minutę Chłopak robił się coraz bledszy i wolniejszy ze swoimi atakami, Wojowniczka Heylinu to dostrzegła z zaczęła atakować przywódcę, kilkukrotnie posłała mu mocne uderzenia w pierś i przypieczętowała swoje zwycięstwo wyczarowując czarną kulę mrocznej energii i rzucając w Wojownika Shoku.
Chłopak bezwłądnie wyleciał poza dziedziniec i zaczął spadać  kilkanaście metrów w dół.
Dziewczyna spojrzała się na Władcę Doliny nie tutaj z uśmiechem.
W tej samej chwili pojedynek mistrzów się zakończył, a otoczenie wróciło do normy.
Wojowniczka ruszyła w kierunku leżącego na ziemi Przywódcy Xiaolin który nie dawał żadnych oznak życia, lecz Cheaes Young ją zatrzymał.
- To już koniec, od kiedy to umiesz wytwarzać Heylińskie czary?
Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, jedynie wzruszyłą ramionami.
-Nie mam pojęcia.
Young teleportował siebie i wojowniczkę do swojego pałacu w dolinie nie tutaj.
 Walki wokoło ustały, Heylin wycofał się lecz nie wiadomo na jak długo, po bitwie zaczął padać ulewny deszcz.
Clay odszukał w klasztorze Kimiko i Omiego, nie mieli pojęcia gdzie znajduje się ich przywódca i czy mu nic nie jest.
Wojownik Shoku leżał na ziemi w kałuży wody którą zabarwiała na czerwono jego krew, Chłopak nie okazywał jakichkolwiek reakcji życia,nie widać było nawet najmniejszego drgnięcia ręki lub innej części ciała.
Bezwładnie leżał twarzą skierowaną w stronę nieba.
Czy Przywódca znalazł wojownika z silniejszą wolą przetrwania?
Czy to oznacza koniec Xiaolinu?

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 10.

Lokatorka wystawiła głowę za framugę i dziwnym spojrzeniem oplotła Kimiko.
- Gdzie wam tak śpieszno? przecież Raimundo wam nie ucieknie.
Smok Ognia odpowiedziała.
- Mistrz na nas czeka, i pewnie zaczyna się martwić.
Właścicielka mieszkania przyjęła to ze spokojem, podeszła do dziewczyny i Kowboja.
Chodzcie, tam są jego rzeczy (wskazała na pokój obok)
Clay wziął torbę z pokoju,deskę surfingową, samego Przywódcę i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
- Dziękujemy za wszystko, Miło było cię poznać.
Lokatorka popatrzyła na texańczyka i z uśmiechem odpowiedziała.
- Mnie tym bardziej było miło.
Nie wiedząc czemu Clay lekko się zarumienił a wychodząc z domu uderzył się we framugę której nie zauważył.
Kimiko także się pożegnała i ruszyła za Smokiem Ziemi.
Mnisi wyszli z budynku, zauważyli iż zaczęło się ściemniać więc skierowali się na peryferie Rio gdzie mieli polecieć spowrotem do klasztoru.
Dotarli na osłoniętą niskim lasem polanę która wydawała się idealna do nie zauważonego startu Doja.
Smok ziemi zdjął z siebie ciężar przywódcy, a także rzeczy które niósł.
- Dojo, możesz wyjść z kapelusza.
Smok wystawił łeb spod kapelusza kowboja, rozejrzał się czy mu nic nie grozi i z pretensją odezwał się.
- Możemy już wracać? ja chcę do Funga.
Smok wyskoczył z pod kapelusza i wylądował na nieprzytomnym Raimundzie.
- Aaaa!! coście mu zrobili! mieliście z nim tylko pogadać a nie zabijać!!
Kimiko podeszła do smoka i zakryła mu dłonią paszczę.
- Cicho siedz, nic mu nie jest tylko zemdlał, zwiększaj się, mam dosyć tego miejsca.
Smok posłusznie zwiększył się a Clay wrzucił na niego rzeczy Raimunda, potem przywódcę.
Wskoczył na smoka,Kimiko zresztą też, Dojo dodał tylko.
- Trzy ał! są wszyscy.
Smok wystartował w powietrze i skierował się w drogę powrotną, Kimiko I Clay byli tak padnięci że po niedługiej chwili zasnęli.
Minęło kilka godzin, Przywódca dalej się nie obudził, a mnisi spali w najlepsze nie przeczówając że zaraz coś się wydarzy.
Dojo leciał nad pasami zieleni i gór aż dotarł do pasma gór które doskonale znał,wiedział że za nimi znajduje się klasztor.
Co go zastanawiał to gęsty czarny dym unoszący się nad ich grzbietami.
- Dzieciaki pobudka!
Kimiko usłyszawszy to obudziła się i podniosła do pozycji siedzącej, zobaczywszy to co Dojo odwróciła się i zaczęła budzić Claya.
- Clay wstawaj, rusz że się!
Smok Ziemi przeciągnął się i głośno ziewnął.
- Co? pora na śniadanie?
Po ostatnim słowie Smok Ziemi spojrzał w dół, lecz nie mógł uwierzyć w to co zobaczył.
Dojo zataczał koła nad klasztorem który był atakowany przez wszystkie złe siły ciemności....

Tym czasem na dole walka była zacięta między Xiaolinem a Heylinem, Chaes Young nie brał udziału w ataku a jedynie się przyglądał całemu zajściu.
Obok niego stał Jack Spicer a tuż za nim nieznany wojownik o kobiecej posturze, Spicer był tak pod ekscytowany atakiem na klasztor że nie mógł ustać w miejscu.
- Tyle zła! i tak wiele czasu żeby się nim napawać.
Young nie mógł znieść tego owada, miał go serdecznie dosyć,zacisnął zęby.
-To na co jeszcze czekasz?!
Złapał Spicera za kołnierz ubioru, tylko po to aby sekundę pózniej rzucić nim w latającego nad klasztorem smoka.
Dziewczyna za nim nic nie mówiła,ani nie zdradzała swej obecności.
Nie była sługą władcy doliny nie tutaj a osobą dzierżącą w swych dłoniach jednakową bezlitosność,okrucieństwo lecz i opanowanie.
Innymi słowy mówiąc była z Księciem Ciemności na identycznych prawach, lecz czy byli ze sobą razem? nikt tego nie wie, ale można uznać iż trzymają się razem dla dobra zła.
Wojowniczka podeszła do Księcia.
- Chease? czy już czas?
Young stał w bezruchu i patrzył na walkę toczącą się kilkanaście metrów od niego, w powietrzu było czuć zapach pożogy i zniszczenia.
Patrzył na ból i rozpacz ludzi krzywdzonych bezlitośnie,odpowiedział głosem nie zdradzającym żadnych uczuć i emocji.
- Nie.

Nad klasztorem w kierunku Doja leciał siłą odrzutu i krzycząc Jack Spicer, Kimiko złapała deskę surfingową Raia i podniosła się do pozycji stojącej.
Pobiegła w stronę głowy smoka i przygotowała się, Jack czekał na uderzenie w smoka które nigdy nie miało nastąpić.
Kimiko zaparła się jedną nogą i z całej siły przyłożyła deską w lecącego Spicera tak jakby grała w ping-ponga.
Spicer runął na ziemię jak cegła,lecz zamiast roztrzaskać się o ziemię,wylądował na tubimurze.
Smok Ognia była dumna z siebie i  ze swojego pomysłu,lecz niechcący złamała deskę na pół.
Nie miała się nawet jak nad tym zastanowić gdyż Dojo zemdlał ze strachu i zaczął spadać w dół.
Smok z hukiem Rozbił się na dziedzińcu ale odziwo mnichom znajdującym się na smoku się nic nie stało.
Kimiko i Clay podnieśli się na nogi, po chwili doszli do siebie i mogli walczyć, Kimiko pobiegła w stronę Wuyi i zaczęła z nią walczyć.
Smok ziemi wziął Raimunda i Doja, przeciągnął ich pod ścianę budynku a sam ruszył do walki.
Minęło pół godziny od upadku Doja, Raimundo zaczął się budzić, przez chwilę widział zamazane niebo i słyszał dziwne szumienie.
Złapał się za głowę i poczekał chwilę aż bul w głowie minie, próbował sobie przypomnieć co się stało i gdzie się teraz znajduje lecz na próżno.
Szumienie i ból ustąpiły, pierwsze co Smok wiatru usłyszał to odgłosy walk i krzyki,momentalnie się podniósł i uświadomił sobie iż znajduje się w klasztorze Xiaolin,ale jak?
Zobaczył obok siebie leżącego Doja,który według niego zemdlał, chłopak rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciół, lecz nie mógł ich znaleźć bo co chwila musiał z którymś ze złych charakterów walczyć.
Zauważył na posadzce medalionik który dał Kimiko, zabrał go szybkim ruchem i udał się do bramy głównej klasztoru.
Tam zobaczył Kimiko walczącą z Wuyą, pobiegł w jej kierunku aby pomóc jej w walce,lecz zatrzymał go Hannibal Fasolka.
- No,no, a kogóż to ja widzę? Wojownik Shoku we własnej osobie.
Raimundo nie słuchał fasolowego tylko ustawił się w pozycji do walki.
- Choć na solo fasolo.
Przywódca nie miał większych problemów w walce z Hannibalem, szybko znalazł sposób na pokonanie wroga.
Powalił gigantyczną fasolę na ziemię, i już miał mu zadać ostateczny cios lecz nieznajoma wojowniczka udaremniła mu to posyłając potężne uderzenie w plecy.
Przywódca przeleciał w powietrzu kilkanaście metrów i z impetem uderzył w główny mur otaczający klasztor przebijając go na wylot.
Smok Wiatru zatrzymał się dopiero na środku dziedzińca, zszokowało go tak silne uderzenie,lecz to co zobaczył nad sobą jeszcze bardziej go zszokowało.
Nad nim stał Cheas Young który spoglądał na Przywódcę, dodał tylko z szyderczym uśmiechem.
- Spodziewałem się po tobie czegoś ciekawszego Wojowniku Shoku.
Raimundo przetoczył się kilka metrów od Younga i podniósł się.
- Nie mów chop póki nie przeskoczysz
Young usłyszał słowa Smoka Wiatru,nie zmienił swojej pozycji ani wyrazu twarzy,jedynie jego lewa brew powędrowała nie co wyżej w pytającym znaczeniu.
Przywódca podbiegł do Cheasa i zaatakował go w typowym Xiaoliński stylu (mnóstwo ciosów i wykopów) lecz nie zrobiło to najmniejszego wrażenia na Księciu Ciemności.
Raimundo zorientował się że w ten sposób nie pokona niepokonanego, chłopak wpadł na pewien plan jak przechytrzyć Jaszczurowatego.
Podbiegł do wroga i ponownie go zaatakował lecz tym razem w pewnych momentach zaczął kierować ciosy nie w Younga a na bok.
Księcia to trochę zdziwiło i nie wiedział co o tym myśleć lecz wciąż stał w miejscu i blokował wszystkie ciosy Wojownika Shoku.
Raimundo pomyślał ,,TERAZ ALBO NIGDY"
Niespodziewanie znalazł się za Cheasem i posłał mu najmocniejszy cios jaki potrafił wykonać, lecz Young n jedynie poczuł coś w rodzaju ukłucia komara.
Książe Ciemności wziął Raimunda za bluzę i uniósł ku górze.
- No, co jest Raimundo? Moce cię opuściły?
Władca zła odrzucił przywódcę na środek placu, zaś sam zaczął się usuwać w najbliższy cień, widać było tylko jego świecące czerwone oczy które patrzyły na Smoka Wiatru z pogardą.
- Skończ z nim.
Raimundo próbował się podnieść,nie rozumiał słów Cheasa i do kogo je skierował.
Chłopak zorientował się iż ktoś znajduje się za nim więc odwrócił głowę,lecz nie zdążył spojrzeć na nieznajomego wroga gdyż otrzymał kolejny potężny cios w bok torsu.
Przywódcę odrzuciło na znajdującą się w pobliżu fontannę, już nie miał siły do walki wręcz,zaczął się godzić na to że jego życie za krótką chwilę się zakończy przez nieznanego wojownika, którego nigdy w życiu nie widział.
Resztką sił uniósł głowę by spojrzeć na oprawcę lecz niczego szczególnego nie dostrzegł, nieznana postać była okryta posępną,czarną mgłą przypominającą płomienie które w swym najwyższym punkcie tworzyły błękitną poświatę.
Jedyne co zdradzało tego wojownika to  oczy mieniące się miesznką barwy niebieskiej z dodatkiem srebrnego i różu włącznie.
Oprawca zbliżał się do Wojownika Shoku,był zaledwie kilka kroków od leżącego i poobijanego chłopaka.
Jednak zatrzymał się gdyż ujżał coś błyszczącego na kamiennej posadzce,zaczął zmierzać w kierunku owego przedmiotu.
-Nie odmówię sobie pamiątki z mojej pierwszej bitwy.
Raimundo usłyszał słowa tego wojownika lecz on nie był wojownikiem a wojowniczką.
Smok Wiatru widział że wojowniczka zmierza w kierunku jego medalionu, zebrał siłę i przy pomocy wiatru podniósł się i skoczył w kierunku przedmiotu, złapał medalion za łańcuszek razem z oprawczynią,medalionik zaczął świecić, jego blask prawie oślepiał.
Raimundo skierował wzrok na jej świecące oczy i odezwał się stanowczym głosem
- WYZYWAM CIĘ NA POJEDYNEK MISTRZÓW.