niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 10.

Lokatorka wystawiła głowę za framugę i dziwnym spojrzeniem oplotła Kimiko.
- Gdzie wam tak śpieszno? przecież Raimundo wam nie ucieknie.
Smok Ognia odpowiedziała.
- Mistrz na nas czeka, i pewnie zaczyna się martwić.
Właścicielka mieszkania przyjęła to ze spokojem, podeszła do dziewczyny i Kowboja.
Chodzcie, tam są jego rzeczy (wskazała na pokój obok)
Clay wziął torbę z pokoju,deskę surfingową, samego Przywódcę i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
- Dziękujemy za wszystko, Miło było cię poznać.
Lokatorka popatrzyła na texańczyka i z uśmiechem odpowiedziała.
- Mnie tym bardziej było miło.
Nie wiedząc czemu Clay lekko się zarumienił a wychodząc z domu uderzył się we framugę której nie zauważył.
Kimiko także się pożegnała i ruszyła za Smokiem Ziemi.
Mnisi wyszli z budynku, zauważyli iż zaczęło się ściemniać więc skierowali się na peryferie Rio gdzie mieli polecieć spowrotem do klasztoru.
Dotarli na osłoniętą niskim lasem polanę która wydawała się idealna do nie zauważonego startu Doja.
Smok ziemi zdjął z siebie ciężar przywódcy, a także rzeczy które niósł.
- Dojo, możesz wyjść z kapelusza.
Smok wystawił łeb spod kapelusza kowboja, rozejrzał się czy mu nic nie grozi i z pretensją odezwał się.
- Możemy już wracać? ja chcę do Funga.
Smok wyskoczył z pod kapelusza i wylądował na nieprzytomnym Raimundzie.
- Aaaa!! coście mu zrobili! mieliście z nim tylko pogadać a nie zabijać!!
Kimiko podeszła do smoka i zakryła mu dłonią paszczę.
- Cicho siedz, nic mu nie jest tylko zemdlał, zwiększaj się, mam dosyć tego miejsca.
Smok posłusznie zwiększył się a Clay wrzucił na niego rzeczy Raimunda, potem przywódcę.
Wskoczył na smoka,Kimiko zresztą też, Dojo dodał tylko.
- Trzy ał! są wszyscy.
Smok wystartował w powietrze i skierował się w drogę powrotną, Kimiko I Clay byli tak padnięci że po niedługiej chwili zasnęli.
Minęło kilka godzin, Przywódca dalej się nie obudził, a mnisi spali w najlepsze nie przeczówając że zaraz coś się wydarzy.
Dojo leciał nad pasami zieleni i gór aż dotarł do pasma gór które doskonale znał,wiedział że za nimi znajduje się klasztor.
Co go zastanawiał to gęsty czarny dym unoszący się nad ich grzbietami.
- Dzieciaki pobudka!
Kimiko usłyszawszy to obudziła się i podniosła do pozycji siedzącej, zobaczywszy to co Dojo odwróciła się i zaczęła budzić Claya.
- Clay wstawaj, rusz że się!
Smok Ziemi przeciągnął się i głośno ziewnął.
- Co? pora na śniadanie?
Po ostatnim słowie Smok Ziemi spojrzał w dół, lecz nie mógł uwierzyć w to co zobaczył.
Dojo zataczał koła nad klasztorem który był atakowany przez wszystkie złe siły ciemności....

Tym czasem na dole walka była zacięta między Xiaolinem a Heylinem, Chaes Young nie brał udziału w ataku a jedynie się przyglądał całemu zajściu.
Obok niego stał Jack Spicer a tuż za nim nieznany wojownik o kobiecej posturze, Spicer był tak pod ekscytowany atakiem na klasztor że nie mógł ustać w miejscu.
- Tyle zła! i tak wiele czasu żeby się nim napawać.
Young nie mógł znieść tego owada, miał go serdecznie dosyć,zacisnął zęby.
-To na co jeszcze czekasz?!
Złapał Spicera za kołnierz ubioru, tylko po to aby sekundę pózniej rzucić nim w latającego nad klasztorem smoka.
Dziewczyna za nim nic nie mówiła,ani nie zdradzała swej obecności.
Nie była sługą władcy doliny nie tutaj a osobą dzierżącą w swych dłoniach jednakową bezlitosność,okrucieństwo lecz i opanowanie.
Innymi słowy mówiąc była z Księciem Ciemności na identycznych prawach, lecz czy byli ze sobą razem? nikt tego nie wie, ale można uznać iż trzymają się razem dla dobra zła.
Wojowniczka podeszła do Księcia.
- Chease? czy już czas?
Young stał w bezruchu i patrzył na walkę toczącą się kilkanaście metrów od niego, w powietrzu było czuć zapach pożogy i zniszczenia.
Patrzył na ból i rozpacz ludzi krzywdzonych bezlitośnie,odpowiedział głosem nie zdradzającym żadnych uczuć i emocji.
- Nie.

Nad klasztorem w kierunku Doja leciał siłą odrzutu i krzycząc Jack Spicer, Kimiko złapała deskę surfingową Raia i podniosła się do pozycji stojącej.
Pobiegła w stronę głowy smoka i przygotowała się, Jack czekał na uderzenie w smoka które nigdy nie miało nastąpić.
Kimiko zaparła się jedną nogą i z całej siły przyłożyła deską w lecącego Spicera tak jakby grała w ping-ponga.
Spicer runął na ziemię jak cegła,lecz zamiast roztrzaskać się o ziemię,wylądował na tubimurze.
Smok Ognia była dumna z siebie i  ze swojego pomysłu,lecz niechcący złamała deskę na pół.
Nie miała się nawet jak nad tym zastanowić gdyż Dojo zemdlał ze strachu i zaczął spadać w dół.
Smok z hukiem Rozbił się na dziedzińcu ale odziwo mnichom znajdującym się na smoku się nic nie stało.
Kimiko i Clay podnieśli się na nogi, po chwili doszli do siebie i mogli walczyć, Kimiko pobiegła w stronę Wuyi i zaczęła z nią walczyć.
Smok ziemi wziął Raimunda i Doja, przeciągnął ich pod ścianę budynku a sam ruszył do walki.
Minęło pół godziny od upadku Doja, Raimundo zaczął się budzić, przez chwilę widział zamazane niebo i słyszał dziwne szumienie.
Złapał się za głowę i poczekał chwilę aż bul w głowie minie, próbował sobie przypomnieć co się stało i gdzie się teraz znajduje lecz na próżno.
Szumienie i ból ustąpiły, pierwsze co Smok wiatru usłyszał to odgłosy walk i krzyki,momentalnie się podniósł i uświadomił sobie iż znajduje się w klasztorze Xiaolin,ale jak?
Zobaczył obok siebie leżącego Doja,który według niego zemdlał, chłopak rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciół, lecz nie mógł ich znaleźć bo co chwila musiał z którymś ze złych charakterów walczyć.
Zauważył na posadzce medalionik który dał Kimiko, zabrał go szybkim ruchem i udał się do bramy głównej klasztoru.
Tam zobaczył Kimiko walczącą z Wuyą, pobiegł w jej kierunku aby pomóc jej w walce,lecz zatrzymał go Hannibal Fasolka.
- No,no, a kogóż to ja widzę? Wojownik Shoku we własnej osobie.
Raimundo nie słuchał fasolowego tylko ustawił się w pozycji do walki.
- Choć na solo fasolo.
Przywódca nie miał większych problemów w walce z Hannibalem, szybko znalazł sposób na pokonanie wroga.
Powalił gigantyczną fasolę na ziemię, i już miał mu zadać ostateczny cios lecz nieznajoma wojowniczka udaremniła mu to posyłając potężne uderzenie w plecy.
Przywódca przeleciał w powietrzu kilkanaście metrów i z impetem uderzył w główny mur otaczający klasztor przebijając go na wylot.
Smok Wiatru zatrzymał się dopiero na środku dziedzińca, zszokowało go tak silne uderzenie,lecz to co zobaczył nad sobą jeszcze bardziej go zszokowało.
Nad nim stał Cheas Young który spoglądał na Przywódcę, dodał tylko z szyderczym uśmiechem.
- Spodziewałem się po tobie czegoś ciekawszego Wojowniku Shoku.
Raimundo przetoczył się kilka metrów od Younga i podniósł się.
- Nie mów chop póki nie przeskoczysz
Young usłyszał słowa Smoka Wiatru,nie zmienił swojej pozycji ani wyrazu twarzy,jedynie jego lewa brew powędrowała nie co wyżej w pytającym znaczeniu.
Przywódca podbiegł do Cheasa i zaatakował go w typowym Xiaoliński stylu (mnóstwo ciosów i wykopów) lecz nie zrobiło to najmniejszego wrażenia na Księciu Ciemności.
Raimundo zorientował się że w ten sposób nie pokona niepokonanego, chłopak wpadł na pewien plan jak przechytrzyć Jaszczurowatego.
Podbiegł do wroga i ponownie go zaatakował lecz tym razem w pewnych momentach zaczął kierować ciosy nie w Younga a na bok.
Księcia to trochę zdziwiło i nie wiedział co o tym myśleć lecz wciąż stał w miejscu i blokował wszystkie ciosy Wojownika Shoku.
Raimundo pomyślał ,,TERAZ ALBO NIGDY"
Niespodziewanie znalazł się za Cheasem i posłał mu najmocniejszy cios jaki potrafił wykonać, lecz Young n jedynie poczuł coś w rodzaju ukłucia komara.
Książe Ciemności wziął Raimunda za bluzę i uniósł ku górze.
- No, co jest Raimundo? Moce cię opuściły?
Władca zła odrzucił przywódcę na środek placu, zaś sam zaczął się usuwać w najbliższy cień, widać było tylko jego świecące czerwone oczy które patrzyły na Smoka Wiatru z pogardą.
- Skończ z nim.
Raimundo próbował się podnieść,nie rozumiał słów Cheasa i do kogo je skierował.
Chłopak zorientował się iż ktoś znajduje się za nim więc odwrócił głowę,lecz nie zdążył spojrzeć na nieznajomego wroga gdyż otrzymał kolejny potężny cios w bok torsu.
Przywódcę odrzuciło na znajdującą się w pobliżu fontannę, już nie miał siły do walki wręcz,zaczął się godzić na to że jego życie za krótką chwilę się zakończy przez nieznanego wojownika, którego nigdy w życiu nie widział.
Resztką sił uniósł głowę by spojrzeć na oprawcę lecz niczego szczególnego nie dostrzegł, nieznana postać była okryta posępną,czarną mgłą przypominającą płomienie które w swym najwyższym punkcie tworzyły błękitną poświatę.
Jedyne co zdradzało tego wojownika to  oczy mieniące się miesznką barwy niebieskiej z dodatkiem srebrnego i różu włącznie.
Oprawca zbliżał się do Wojownika Shoku,był zaledwie kilka kroków od leżącego i poobijanego chłopaka.
Jednak zatrzymał się gdyż ujżał coś błyszczącego na kamiennej posadzce,zaczął zmierzać w kierunku owego przedmiotu.
-Nie odmówię sobie pamiątki z mojej pierwszej bitwy.
Raimundo usłyszał słowa tego wojownika lecz on nie był wojownikiem a wojowniczką.
Smok Wiatru widział że wojowniczka zmierza w kierunku jego medalionu, zebrał siłę i przy pomocy wiatru podniósł się i skoczył w kierunku przedmiotu, złapał medalion za łańcuszek razem z oprawczynią,medalionik zaczął świecić, jego blask prawie oślepiał.
Raimundo skierował wzrok na jej świecące oczy i odezwał się stanowczym głosem
- WYZYWAM CIĘ NA POJEDYNEK MISTRZÓW.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz