niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 18. Cz. 1.

No i dokonało się, magiczny przedmiot sprawił iż dziewczyna wkroczyła do świata niepojmowanego przez zwykłych ludzi. Miejsca w którym panem świata jest ten do którego należy umysł.
Nim Smok Ognia się zorientowała, znalazła się jakimś upiornym miejscu. Wszędzie panowała cisza i przyprawiająca o dreszcze ciemność, to co jedynie dawało się usłyszeć to jej cichy oddech i ledwie słyszalne bicie serca. Nie tak sobie wyobrażała wygląd tego miejsca, miejsca w którym rodzą się pomysły, marzenia, tajemnice, szczęście a także rozpacz, gniew i ból.
Przez krótką chwilę rozglądała się dookoła próbując znaleźć w ciemnościach jakiś punkt do którego mogłaby się skierować. Bała się postawić krok naprzód gdyż nie widziała co się może stać, jeśli stoi nad wielką przepaścią i spadnie w nią? Jej zapał do uratowania przyjaciela nagle zniknął a na jego miejscu zaczął się usadawiać strach, przez krótką chwilę chciała zrezygnować i wydostać spowrotem do swojego świata. W co ona najlepszego się wpakowała? Co powinna teraz zrobić? Jeżeli zrezygnuje z tej misji i wróci do reszty przyjaciół sama, Raimundo zostanie zgładzony aby ratować resztę świata przed dwoma tysiącami lat ciemności. Czuła że brak Raia w pobliżu siebie będzie tym samym co ryba bez wody albo pięść bez nosa, musiała się wziąć w garść i jakoś go uratować, lecz był mały z tym problem, Uniosła dłoń do czoła i przymrużając oczy powiedziała do siebie:
- Ech... Nic nie widzę.
Smok Ognia w końcu zdecydowała się na krok naprzód, niepewnie postawiła lewą stopę nieco dalej do przodu a potem prawą. Chwilę potem coś jej się przypomniało, no tak przecież włada straszliwym ogniem i może sobie nim oświetlić drogę, ale czemu dopiero teraz jej wpadło to do głowy? Nie wiele więcej myśląc wytworzyła na lewej dłoni mały płomyk ognia który nieco rozświetlił mrok. Blask światła pozwolił dziewczynie trochę pewniej się tutaj poczuć. Promienie oświetlały jej drogę jedynie na dwa, może trzy metry, zaczęła kierować się prosto przed siebie choć to było trudne. Dookoła niej nic nie było widać, żadnych ścian, drzew czy coś podobnego, można by tamto miejsce porównać do nicości kosmosu czy odmętów oceanu. Jedyne co tam dostrzegała to ziemia, pomarańczowo fioletowy piach pod jej stopami, bardzo to było dziwne i zastanawiające. Skąd tutaj ziemia? I co to w ogóle za miejsce bez życia? Po kilku minutach marszu stanęła w miejscu, przecież to bez sensu iść naprzód nie mając pojęcia gdzie dojdziesz i czy w ogóle tam się dostaniesz. Kimiko spojżała na zegarek na prawej dłoni, już dziewięć minut bezowocnie chodzi po jakimś durnym ciemnym miejscu a czas teraz jest dla niej najważniejszy. Jak ma znaleźć tego durnego demona skoro nie ma pojęcia gdzie się sama znajduje? Nagle coś usłyszała za sobą, odwróciła się i zaczęła nerwowo rozglądać wysuwając przed siebie dłoń na której zapalony został ogień. Nic tam nie dostrzegła ale sekundę później ten sam dźwięk dotarł od jej lewej a potem prawej strony. Smok Ognia uniosła dłoń z płomieniem nad siebie aby oświetlić większy obszar w okół niej. W mrokach przed sobą zaczęła dostrzegać bardzo wiele par czerwonych oczu które pomału kierowały się w jej kierunku. Pomyślała że to jakiś jej zły sen i że to się nie dzieje naprawdę. Ogień oświetlał tylko małą część tego miejsca i nie mogła zobaczyć co się do niej zbliża, jedna z tych bestii dostała się w blask światła i pokazała swą postać. Szary stwór o krokodylej paszczy i ludzkiej posturze, czerwonych błyszczących oczach, długich szpiczastych uszach i długich rękach zakończonych szponami, nie posiadał nóg lecz lewitował jak jakiś duch . Kimiko zaczęła pomału wycofywać nie spuszczając z oka tego czegoś, już na jego widok przechodziły ją dreszcze a do niej zbliża się kilkanaście takich upiorów. Powoli cofała się próbując znaleźć jakiś sposób żeby z tamtąd uciec. Jeden ze stworów był już na tyle blisko dziewczyny że zaatakował ją próbując swymi szponiastymi dłońmi zabić Smoka Ognia. Kimiko widziała że stwór ma ją zamiar zabić, nim ją dosięgnął szponami ta nagle znikła. Dziewczyna spadała w ciemność, nie widziała że za nią znajdowała się jakaś rozpadlina i wpadła do niej by po dwóch sekundach uderzyć o ziemię na dole.

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 17. ,,Shen Gong Wu"

Po kilku godzinach lotu mnisi byli już bardzo niedaleko celu podróży, Dojo nakazał przywódcy wylądować na małej polanie u podnóża góry. Chłopak delikatnie posadził maszynę na ziemi i otworzył wyjście.
 Kimiko wychodząc z manty zaczęła narzekać na Smoka Wiatru.
- Ostatni raz kierujesz mantą...
Brazylijczyk próbował znaleźć jakiś argument dzięki któremu mógł okazać swoją niewinność w złym prowadzeniu maszyny.
- No co ja poradzę, te ptaki pojawiły się z znikąd.
Dojo nie chcąc słuchać ich kłótni spróbował załagodzić spór.
- Ej dzieciaki, nie ma czasu na darcie kotów, Shen Gong Wu jest teraz ważniejsze.
Omi nie zrozumiał słów gekona, więc poprosił Smoka Ziemi o sprostowanie tego tematu.
- Clay, Kimiko i Raimundo obdzierali koty?
Kowboj w tym momencie rozglądał się w poszukiwaniu tego magicznego przedmiotu po który tu przybyli. Usłyszał mnicha lecz mu nie odpowiedział gdyż zjawił się Jack Spicer ze swoimi robotami. Smok wody krzyknął na czerwonowłosego.
- Jeżeli tu przybyłeś aby się poddać to dobrze zrobiłeś, lecz jeśli nie to szykuj się na klęskę!
Spicer zaśmiał się w kierunku mnicha po czym przedrzeźnił go:
- Jeśli nie to szykuj się na klęskę... Koleś jesteś bardziej nadęty niż ja.
Po tych słowach wydał rozkaz do swoich robotów.
- Jack-boty do ataku!!!
Raimundo rozkazał wojownikom wykonać formację Oriona, czwórka smoków ustawiła się  w szyku bojowym i krzyknęła.
- Figura czterech smoków, formacja Oriona!!!
w tej chwili Kimiko, Omi i Clay przybrali kolor swego żywiołu, lecz nie ich Przywódca który wciąż wyglądał zwyczajnie a konkretniej rzecz biorąc nie przybrał barwy swego żywiołu.
Wojownicy nie mieli czasu aby się zastanawiać nad tym zdarzeniem gdyż musieli walczyć z robotami. W bardzo krótkim czasie zniszczyli roboty które ich atakowały, choć przywódca miał pewne problemy ze zniszczeniem swojego robo-przeciwnika.
Kilkukrotnie próbował przywołać swój żywioł lecz bezskutecznie, denerwowało go to że jego moc nie chce się pod porządkować jego woli. Zaczął się zastanawiać czy nie stracił swojej mocy, zaś jeśli tak, to czy stracił ją nieodwracalnie, mimo to udało mu się zniszczyć robota. Mnisi wrócili do swoich dawnych postaci zaś Spicer w tym czasie uciekł. Przywódca otrzepał spodnie z kurzu i odrzekł do reszty:
- Dobra robota drużyno, byle nie zardzewieć.
Brazylijczyk postawił kilka kroków, lecz na jego drodze stanęła Kimiko z pytającą miną.
- Możesz nam to wytłumaczyć?
Przywódca nie rozumiał o co chodzi dziewczynie.
- O co ci chodzi? Przecież załatwiliśmy roboty.
Japonka wskazała dłonią na Claya i Omiego mówiąc:
- To my załatwiliśmy roboty, ty ledwo dałeś rade jednemu...
Smok Wiatru założył ręce na piersi i z pretensją odpowiedział Japonce:
- Ej, no co? Każdy ma słabszy dzień, nie?
Do rozmowy przyłączył się Smok Ziemi który przysłuchiwał się rozmowie:
- Wydaje mi się że powinieneś dać sobie spokój na jakiś czas z walkami, przynajmniej do czasu aż wrócisz do dawnej formy.
Raimundowi nie podobał się pomysł kowboja, po co ma darować sobie walki skoro dobrze się czuje:
- Przecież nic mi nie jest, rany się zagoiły... No poza tą na czole, ale i tak jestem w sta...
Smok Ognia zakryła dłonią usta Brazylijczyka jednocześnie mówiąc nieco podniesionym głosem:
- Koniec, kropka. Masz szlaban na uczestniczenie w walkach.
Przywódca zabrał dłoń dziewczyny ze swojej twarzy po czym dodał znudzonym głosem.
- A jeżeli go nie będę przestrzegał to co? Zatłuczesz mnie? Znów obijesz mi ramie?
Dziewczyna ze spokojem odpowiedziała na odzywkę Smoka Wiatru.
- Żeby tylko...
Raimundo darował sobie grabienie u Japonki choć bardzo lubił to robić, podszedł do Claya i wezwał Doja który skrył się w jego kapeluszu.
- Dojo którędy po to Wu?
Zielono łuski smok wychylił łeb spod kapelusza, rozejrzał się po okolicy czy nie ma potencjalnego niebezpieczeństwa. Widząc iż nic mu nie grozi wypełzł spod kapelusza i przez krótką chwilę rozglądał po czym wskazał łapą kierunek.
- W tamtą stronę...
Mnisi ruszyli w kierunku wskazywanym przez smoka, Dojo miał powody podejrzewać iż magiczny przedmiot znajduje się gdzieś niedaleko więc nakazał im się uważnie rozglądać po okolicy.
W tym czasie Claya nurtowało jedno pytanie które zadał do reszty drużyny:
- Widzieliście że Raimundo nie przybrał koloru swojego żywiołu podczas walki?
Smok Ognia zupełnie zapomniała o to zapytać Raia, jednak przywódca szedł kilka metrów przed nimi i wyraźnie nie miał ochoty iść razem z całą drużyną. Kimiko odpowiedziała do reszty po czym ruszyła dogonić przywódcę.
- Zaraz się tego dowiemy.
Gdy dziewczyna zbliżała się do Brazylijczyka ten nagle stanął w bezruchu, podeszła do Smoka Wiatru i zaczęła wydobywać z siebie słowa lecz chłopak szybkim ruchem zasłonił usta dziewczyny i nakazał jej zachować cisze.
Kilkanaście metrów od Wojownków znajdowała się Wuya która przedzierała się przez kolczaste krzewy a tuż za nią podążała Ray ciągle narzekając na Wiedźmę:
- Nie mogłaś wybrać łatwiejszej trasy? Jestem cała brudna i liściach, już nie wspomnę o gałęziach we włosach.
Wiedźma nie zważała na lamenty towarzyszki dalej przedzierając się przez krzewy.
- Oj daj spokój, przecież nie jest tak źle a z kilka chwil znajdziemy Wu i wrócimy do pałacu.
Raimundo przysłuchiwał się ich rozmowom po czym zwrócił się do Doja aby ten rozdał drużynie ich Shen gong wu. Smok posłusznie wykonał polecenie, w pewnej chwili usłyszał dziwne ale też przyjemne dla ucha syczenie. Gekon odwrócił się w stronę dobiegającego odgłosu i ujrzał ogromnego węża który przyglądał się mu z ciekawością. Dojo ze strachu zaczął krzyczeć zdradzając tym samym swoją pozycję Heylińskim wojowniczkom.
Ray usłyszała czyjeś wrzaski,  spojrzała  kierunku z którego one dobiegały i ujrzała Xiaolińskich mnichów i jego. Przed jej oczyma znajdował się przywódca którego uważała za zabitego, jego i jej oczy przez chwilę pożerały się nawzajem. Aż w pewnej chwili białowłosa wojowniczka krzyknęła w stronę przywódcy:
- Ty...!!!?
Smok Wiatru wyjął zza siebie ostrze nebuli i odkrzyknął w kierunku Ray:
- Nie... Ty!!!
Chłopak zerwał się i  ruszył na Heylińską wojowniczkę, jednak w porę zatrzymała go Kimiko która popatrzyła na brazylijczyka i szybko odpowiedziała:
- My się nimi zajmiemy, a ty masz się nie angażować... Jasne?
Nim Przywódca zdążył odpowiedzieć Dziewczynie ona już atakowała Ray wraz z resztą przyjaciół, nie wiedząc czy usłyszą go krzyknął w ich stronę.
- Nie dacie jej rady!!!
Raimundo nie miał zamiaru stać bezczynnie i ruszył pomóc przyjaciołom, nim do nich dotarł spostrzegł iż Ray zamienia się z Wuyą miejscami. Teraz Wuya sama walczyła z jego przyjaciółmi zaś białowłosa kierowała w miejsce z którego wydobywał się oślepiający blask. Przywódca zrozumiał iż ona zmierza po shen gong wu, pobiegł w kierunku przedmiotu przypominającego królewskie berło i zabrał go dosłownie spod ręki dziewczyny.  Ray tym nie była zadowolona i ruszyła za Brazylijczykiem. Smok Wiatru wiedział iż bez swoich mocy jest łatwym celem, dlatego co sił próbował wrócić do reszty przyjaciół. Białowłosa była znudzona tym bieganiem za przywódcą, zatrzymała się i złamawszy zakaz Chasa użyła magi. Wyczarowała identyczną jak wcześniej, czarną kulę energii i rzuciła w kierunku przywódcy:
- Żebym cię więcej na tym świecie nie widziała!!!
Chłopak zauważywszy to spróbował się bronić nowym Shen Gong Wu, niestety nie wiedział co potrafi i jak ma przyzwać jego moc nie znając jego nazwy. Odruchowo zasłonił się przedmiotem zanim kula w niego uderzyła, w wyniku uderzenia przywódca odleciał kilka metrów i z niewielkiej wysokości spadł na ziemię.
Dziewczyna zaśmiała się złowieszczo po czym podeszła do nie ruszającego się Smoka Wiatru aby zabrać magiczny przedmiot.
Gdy dotknęła przedmiot na jej dłoni znalazła się ręka przywódcy który z budzącym dreszcze głosem zabronił jej dotykania przedmiotu.
- Nie waż się tego dotykać...
Ray nie usłuchała i chwyciła przedmiot, pożałowała tej decyzji gdyż  została odrzucona na paręnaście metrów przez leżącego Przywódcę. W czasie gdy białowłosa wojowniczka podnosiła się z ziemi przywódca już stał o własnych siłach. Stojąc kilka metrów przed nią zaczął oglądać swoje dłonie i uszy tak jakby je po raz pierwszy w życiu widział. Dziewczyna wyraźnie słyszała zmieniony głos przywódcy który był bardziej mroczny, zaś jego oczy które zwykle były barwy zielonej stały się w połowie czerwone. Zdezorientowana dziewczyna nie rozumiała co się stało i co powinna zrobić.
Chwilę później przywódca zwrócił się do Ray:
- Powinienem ci podziękować za uwolnienie mnie z tego więzienia, niestety podziękowania mi się wyczerpały jakieś 1500 lat temu.
Dziewczyna zrozumiała iż w jakiś sposób uwolniła kogoś lub coś co było zamknięte w tym przedmiocie. W tym momencie Brazylijczyk uniósł dłonie ku górze i zaczął obłaskawiać moc wiatru, niebo pociemniało a chmury zaczęły zataczać koła nad głową Smoka Wiatru. Raimundo zaczął kierować się w kierunku białowłosej z półuśmiechem na twarzy zaś dziewczyna przestraszyła się tego grymasu i zaczęła cofać do tyłu:
- Kim jesteś?
Chłopak odpowiedział mrożącym głosem.
- Twoim koszmarem...
Wiatr wydobył się z dłoni Smoka wiatru i zaczął kierować ku dziewczynie, wietrzny pocisk leciał w jej kierunku tworząc głębokie zagłębienie w ziemi świadczące o potędze tego ciosu.
Pocisk uderzył w dziewczynę z wielkim hukiem, wojowniczka została odrzucona kilkadziesiąt metrów od Raimunda, Bardzo szybko przeleciała obok mnichów walczących z Wuyą i uderzyła w nieopodal rosnące drzewo.
Wojownicy Xiaolin i wiedźma zaprzestali walki by spojrzeć na dziewczynę która uderzywszy w twardy przedmiot opada na ziemię ciężko oddychając. Wuya skierowała wzrok na miejsce z którego Ray prawdo podobnie została wyrzucona, w tamtym miejscu unosił się gęsty kurz który delikatnie opadał na ziemię z wolna odkrywając idącego w ich kierunku Przywódcę. Nim Wiedźma zdołała cokolwiek począć otrzymała cios od niego i upadła obok białowłosej. Wuya nie wiedziała co się właściwie dzieje, instynkt kazał jej wycofać się stamtąd, chociaż chciała zmierzyć się z Brazylijczykiem momentalnie zniechęcało ją spoglądanie na mocno poturbowaną towarzyszkę.
Szybko uniosła się i podniosła Ray po czym zaczęła wycofywać z białowłosą w głąb lasu.
- To jeszcze nie koniec Mnisi z klasztoru Xiaolin! Zobaczycie!!!
Smok Wiatru wciąż szedł w kierunku uciekających Heylińskih wojowniczek, nie spoglądał na niewyobrażalnie zaskoczonych przyjaciół tylko wciąż pewnie szedł przed siebie. Po chwili mnisi oprzytomnieli i ruszyli na przywódcę aby pogratulować mu czynu, Clay już z daleka radośnie krzyczał do przyjaciela:
- Brawo!!! Przywódco! Ja cie, to było nie sam...
Smok Wiatru spostrzegł gł mnichów zmierzających w jego kierunku, prawdo podobnie uznał to za atak na niego i przy pomocy wiatru odrzucił całą trójkę na kilka metrów do tyłu. Jego przyjaciele byli w nie lada szoku po tym jak przywódca ich zaatakował, Kimiko pomału podniosła się z ziemi i lekko zdenerwowana krzyknęła do Przywódcy.
- Rai! Co ci odbiło żeby nas atakować!?
Smok Wiatru nic się nie odzywał w czasie gdy mnisi wstawali po upadku.
Omi nie wiedział co miał znaczyć ten atak i w jakim celu to zrobił... Podniósłszy się zaczął szybko iść w kierunku Smoka Wiatru mówiąc:
- Raimundo, przyjacielu...
Przywódca nie wzruszenie stał w miejscu aż mały mnich zbliżył się do niego na kilka metrów po czym przy pomocy swego żywiołu bardzo szybko znalazł się obok żółto głowego i posłał mu silne kopnięcie w tors. Cios sprawił iż odrzuciło  Smoka Wody na resztę mnichów.
Clay spostrzegł iż mały mnich zemdlał, nie chciał lecz musiał zainterweniować na wrogość przywódcy. Ruszył w kierunku przywódcy poprawiając kowbojskie rękawice na dłoniach:
- Raimundo, co ci strzeliło do głowy!?
Przywódca po raz kolejny przywołał swój żywioł i cisnął powietrzny pocisk w Smoka Ziemi który bez problemowo zdmuchnął Kowboja i rzucił na Kimiko i Omiego.
Dziewczyna nie pojmowała tego co się dzieje:
- Co mu się stało? Nie zachowuje się normalnie?
W tym momencie z leżącego obok kapelusza Claya wydobył się Dojo który od razu krzyknął w stronę przywódcy?
- Raimundo co cię do licha ugryzło?
Gekon przez chwilę patrzył na cwaniacki uśmieszek Smoka Wiatru, jednakże szybko przykuł wzrok na jego dziwne oczy. Pobladł widząc jego czerwono-zielone tęczówki. Wszystkie łuski uniosły się na jego ciele, szybko oprzytomniał i zwiększył do dużych rozmiarów po czym bardzo wysokim głosem rozkazał mnichom wsiąść na niego.
- Jazda! Wskakujcie!!! to chyba jakiś zły sen!!!
Mnisi powoli zaczęli się  wycofywać w stronę Doja, wciąż patrzyli na poczynania przywódcy który w tamtej chwili unosił dłonie w stronę nieba. Kimiko nie chciała po raz kolejny patrzeć jak Raimundo od nich odchodzi i wbrew rozkazowi Smoka zaczęła zmierzać w kierunku Brazylijczyka. Dojo zauważywszy to krzyknął w jej kierunku tak głośno jak tylko potrafił.
- Nie zbliżaj się do niego!!! Natychmiast wracaj jeśli ci życie miłe!!!                                  
W tym czasie wiatr za sprawą przywódcy mocno przybrał na sile praktycznie uniemożliwiając dotarcie do niego. Mimo to dziewczyna opierała się żywiołowi zbliżając się na ok pięć metrów od Raimunda:
- Rai!!! Co się z tobą dzieje?! Jak możesz nas... Swoich przyjaciół atakować!!!? Uspokój się wreszcie!
Smok Wiatru nie przestając panować nad wiatrem zwrócił uwagę na Japonkę i chłodnym głosem zapytał:
- A kim że jesteś aby mi rozkazywać?
Dziewczyna po raz pierwszy usłyszała dziwny głos przyjaciela, już w czasie jego odpowiedzi zaczęły ją przechodzić dreszcze:
- Kim jesteś i co zrobiłeś z naszym przywódcą?!
Chłopak opuścił dłonie i w geście zastanowienia złapał się dłonią za podbródek.
- Hmm... cóż, więc pytasz o właściciela tego ciała?
Kimiko wściekła się i krzyknęła na zarozumiałego przywódcę:
- Masz nam natychmiast oddać naszego przywódcę kimkolwiek jesteś!!!
Brazylijczyk na chwilę splótł dłonie na piersi, po czym cwaniacko odpowiedział jej:
- Niestety złotko, ale nie mogę tego dla ciebie zrobić, co dla twojego zrozumienia znaczy nie. Wiesz, ponieważ mam dziś dobry humor to was nie zabiję, choć powinienem.
Przywódca odwrócił się od dziewczyny i zaczął kierować w stronę lasu graniczącego z Doliną Nie tutaj. Smok Ognia wpadła we wściekłość i przywoławszy swój żywioł ruszyła na chłopaka.
- Oddawaj go, już!!! Mars Wudai Ogień!!!
Z dłoni dziewczyny wystrzeliła kula ognia która bardzo szybko zmierzała w stronę Brazylijczyka, ten natomiast odwróciwszy się machnął ręką w kierunku kuli ognia. Ognisty pocisk został zdmuchnięty przez wiatr i znikł, jednak przywódca po sekundzie rzucił kolejny podmuch który tym razem zmierzał w stronę dziewczyny. Wiatru uderzył w Japonkę i wyrzucił ją w powietrze na kilkadziesiąt metrów. Kimiko przez chwilę wzbijała się w górę, jednak po chwili sytuacja się odwróciła i zaczęła gwałtownie opadać krzycząc:
- Raimundooo!!!
Przywódca momentalnie złapał się za głowę, poczuł dotkliwy ból w jej tylnej części i pod jego wpływem padł na kolana wciąż trzymając się za bolące miejsce.
W tym samym czasie Dojo zauważył spadającą dziewczynę która za kilka sekund miała rozbić się o ziemię. Smok wzbił się w powietrze, zwinnie chwycił ją łapą za ramię i odpowiedział ze zdenerwowaniem:
- Kiedy w końcu zaczniecie mnie słuchać?! Jeżeli każę wsiadać bez gadania to chyba nie proszę o herbatę i ciastka?!
Smok z trójką mnichów na grzbiecie w bardzo szybkim tempie zaczął kierować się w stronę klasztoru odległego o kilka godzin lotu.
Tymczasem pozostawiony na ziemi przywódca doszedł do siebie po dotkliwym bólu który pojawił się znikąd. Podniósłwszy się zaczął zmierzać w kierunku lasu za którym znajdowała się kraina pod panowaniem Chasa Younga.
...
Po drugiej stronie lasu Heylińskie wojowniczki zbliżały się do głównej bramy pałacu, Ray z trudem stawiała krok za krokiem, do tej chwili sądziła że Chaes Young jest jedyną osobą na ziemi która mogła by ją pokonać lecz bolące ramię samo mówiło za siebie. Cóż więc smak klęski ciężko przechodził jej przez gardło. Wiedźma która szła kilka metrów przed nią ciągle przyspieszała kroku.
- Wuya, co tak pędzisz? Zaczekaj na mnie...
I właśnie w tym momencie białowłosa potknąwszy się o kamień upadła na ziemię, lecz w Wiedźmie idącej przed nią nie wzbudziło najmniejszego zainteresowania, dalej kroczyła w stronę bramy która była już paręnaście metrów przed nią. Ray podniosła się i wolnym krokiem ruszyła dalej za Wiedźmą. Po kilku minutach obie dotarły do wielkich wrót dzielących je od wnętrza pałacu, Wejście o dziwo było szeroko otwarte, jakby zapraszało do wnętrza kompleksu. Tusz po ich przekroczeniu progu z impetem zamknęły się wrota prowadzące na zewnątrz a w okół zaskoczonych wojowniczek zaczęli pojawiać się żołnierze Chasa przemienieni w tygrysy, lamparty i inne niebezpieczne stworzenia lądowe. Dzikie koty okrążały wojowniczki z każdym pełnym okrążeniem zacieśniając pętlę. Nagle z miejsca w które nie docierały promienie słońca wyłonił się Książe zła:
- A gdzież to moje panie były?
Wuyi zdarzały się podobne sytuacje w przeszłości i potrafiła w pewnym stopniu zmanipulować Chasa na swą kożyść. Patrząc na swoją towarzyszkę odrzekła do władcy.
- Jak to gdzie? Na zakupach rzecz jasna, byłyśmy w kilku galeriach i butikach wybrać coś dla naszej Ray... Prawda? (zwróciła się do niej)
Białowłosa równie szybko przyznała rację wiedźmie:
- No w sumie to byłyśmy też w grotach rozpaczy na małym seansie...
Za wojowniczkami uchyliła się brama wejściowa przez którą wbiegł jeden z tygrysich szpiegów Chasa, przebiegł obok dziewczyn i zatrzymał się dopiero przed władcą,w tym czasie przemienił się w swą ludzką postać i oddał Księciowi pokłon. W milczeniu patrzył na twarz swego pana. Young miał niezwykły dar dający mu moc czytania w myślach, lecz mógł go używać jedynie na swoich niewolnikach i żołnierzach. Wystarczyło jedno spojrzenie Księcia w głąb oka szpiega by władca wiedział co on ma do powiedzenia a ponieważ szpieg podążał przez cały czas za wojowniczkami wiedział o wszystkim co czyniły w tym dniu. Wieści rozgniewały Księcia tak bardzo że stracił kontrolę nad sobą i przypadkowo przemienił w swą prawdziwą postać. Jaszczur wybiegł z cienia i w bestialskim tempie ruszył na wojowniczki które nie miały możliwości poruszenia się za sprawą tygrysów otaczających je. Chase przeskoczył nad dzikimi kotami lądując w środku kręgu, Z dużą dozą temperamentu i złości krzyczał na wojowniczki choć mógł je bez problemu zabić:
- Za kogo wy mnie macie?!!! Wychodzicie sobie od tak! W dodatku szukać Shen Gong Wu!!! W dodatku nie przestrzegacie zakazu używania magii!!!
Wuya miała inne zdanie na ten temat i odezwała się bez zezwolenia:
- Ale to nie...
Książę nagle ryknął na wiedźmę tak mocno że prawie ją to ogłuszyło po czym kontynuował:
- Zamilcz!!! Wynoś się do swojej komnaty i nie waż się z niej na krok wychodzić!!!
Wiedźma lekko się uśmiechnęła i bardzo cicho rzuciła słowo w stronę Ray:
- Powodzenia.
Wuya odchodziła do swojego pokoju w eskorcie dwunastu kotów które miały dopilnować aby tam dotarła i nie wychodziła, a w razie jej nieposłuszeństwa tygrysy otrzymały nakaz dodania jej do swojej karty obiadowej.
Władca zła przez krótki moment patrzył w stronę wychodzącej Wiedźmy, zastanawiał się jak ma się pozbyć tej jędzy z pałacu. W tym czasie Ray próbowała jakoś wyratować się z tej sytuacji:
- Chase, ja wszystko ci wyjaśnię...
Książę nie miał ochoty słuchać tłumaczeń dziewczyny, wściekły uderzył ją swym ogonem, białowłosa w wyniku uderzenia upadła na posadzkę kilka metrów od władcy.
- Nie ma z ciebie żadnego pożytku! Wymykasz się z tą wiedźmą bez zastanowienia! Nie zabijasz Przywódcy Xiaolin! Nie stawiasz się na wyznaczonym treningu, łamiesz zakaz korzystania z czarów, okłamujesz minie patrząc mi prosto w twarz a w dodatku okradasz!!!
Dziewczyna nie rozumiała o co chodzi Jaszczurowi:
- Nigdy w życiu bym cię nie okradła, przysięgam...
W tym momencie jeden z tygrysów podszedł od tyłu do dziewczyny i zwinnie złapał zębami za sznurek który wystawał z jej kieszeni. Okazało się że miała przy sobie Yo-yo Yin które należało do Chasa. Dziewczyna zupełnie o tym przedmiocie zapomniała lecz miała zamiar z powrotem je odłożyć na miejsce. Straciwszy pewność siebie, odczołgiwała się od zmierzającego w jej kierunku jaszczura lecz na próżno, Jaszczur zmierzał w jej kierunku dosyć szybkim krokiem.
Ray ponownie zaczęła bronić swoje dobre imię:
- Chase, ja, ja wszystko ci wytłumaczę, przysięgam ci że to się więcej nie powtórzy...
Władca zła po raz kolejny zadał dziewczynie cios swym ogonem, odrzucają ją pod bramy pałacu:
- Masz rację to już więcej się nie powtórzy...
Jaszczur w towarzystwie swoich tygrysów dalej zmierzał w kierunku dziewczyny która już odczuła  na sobie piętno śmierci które wypali na niej sam Książę zła. Lecz gdy Young był kilkanaście metrów od wojowniczki wypowiedział do niej ostatnie zdanie:
- Opuścić mój pałac i tereny znajdujące się pod moim panowaniem i nigdy nie wracaj!!!
Poraniona i wykończona dziewczyna nie wierzyła słowom Księcia, nie przyjmowała tego do wiadomości. Zawsze chciała być obok najpotężniejszego człowieka na ziemi, lecz przez swą głupotę i brak dyscypliny jej marzenie rozpadało się w pył.
- Nie możesz...!
Chase po raz ostatni, surowym głosem ponowił rozkaz:
- Wynoś się stąd!!!
Tygrysy wolny krokiem ruszyły w kierunku białowłosej aby dokończyć dzieło swojego pana, dziewczyna widząc to z trudem się podniosła i kulejąc zaczęła stamtąd uciekać w kierunku najbliższej granicy doliny nie tutaj. Po odejściu od pałacu na odległość kilkudziestu metrów zatrzymała się i obejrzała za siebie w stronę Księcia który wraz z kocimi wojownikami wchodził do pałacu a za nim zamykają się wielkie kamienne wrota. Dziewczyna spuściła wzrok ku dołowi po czym ruszyła dalej zagłębiając się w ciemności lasu.
...
Kilkanaście minut po tym zdarzeniu wewnątrz pałacu zapanowała głucha cisza. Niczego nie było słychać, dźwięk wiatru zazwyczaj odbijającego się w pustych korytarzach nie okazywał obecności. W wielkiej sali audiencyjnej znajdował się tron Księcia zła, mężczyzna w ciszy siedział na nim delikatnie głaszcząc za uchem jednego z tygrysów. Znalazł się w dziwnej sytuacji, musiał wygnać kogoś z kim wiązał nadzieje na zniszczenie dobra i niezbyt dobrze się z tym czuł. Lecz okazując łaskę dowiódłby swej uległości i słabości co nigdy nie ma prawa się stać. W pewnej chwili jeden z kotów leżących obok tronu uniósł łeb dając sygnał iż dzieje się coś niepokojącego. Sekundę później brama wejściowa do wnętrza zamku wybuchła stając się stertą gruzu, we wznoszącym się pyle dawało się dostrzec sylwetkę jakiejś osoby kierującej się do wnętrza kompleksu. Z pyłu wydostała się postać Przywódcy Xiaolin zmierzającego w stronę schodów prowadzących do władcy. Jednakże nim dotarł do nich został zatrzymany przez tygrysią armię, stojącą murem naprzeciw Smoka Wiatru. Chłopak nie zatrzymywał się, zmierzał naprzeciw dzikich kotów które swym rykiem zakazywały zbliżania do nich. W końcu brak reakcji przywódcy na groźby rozwścieczyły tygrysy które rzuciły się w Stronę Raimunda. Ten natomiast przywołał swój żywioł i stworzył z odrobiny wiatru bicz którym mocno uderzył w podłogę pomiędzy kotami, podmuch rozrzucił wojowników pod ściany pałacu.
Po tym ataku większość z kotów nie była w stanie walczyć zaś reszta z trudem podnosiła się na łapy. W między czasie Smok Wiatru już się wspinał po stromych schodach do momentu aż stanął przed obliczem Chasa Younga. Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem po czym Książę odrzekł do niespodziewanego gościa:
- Czego tu szukasz? Owadzie...
Brazylijczyk spojrzał głęboko w jaszczurze i oczy odparł mocno zmienionym głosem:
- Nie poznajesz mnie, prawda?
Young nie był w nastroju do odgadywania tego typu zagadek, zwłaszcza iż zadawał je przywódca Xiaolin:
- Nie rozmawiam ze swymi wrogami... Smoku Wiatru,  naiwnych nauk Xiaoln.
Po tych słowach Książę rzucił się na Chłopaka, jednakże przywódca wciąż nie wzruszenie stał w miejscu. Yuong nie spodziewał się że Brazylijczyk związawszy się z otaczającym powietrzem stał się duchem dzięki czemu po prosu przeleciał przez niego nie sprawiając mu żadnej szkody.
Przywódca szybko wrócił do dawnej materialistycznej postaci, a ponieważ jaszczur w tym samym momencie stał tyłem do niego posłał mu silne kopnięcie w plecy wzmocnione siłą wiatru. Książę został odepchnięty parę metrów do przodu lecz nim zdążył się odwrócić został powalony na ziemię przez Brazylijczyka który przy okazji do jego skroni przyłożył ostrze nebuli:
- A teraz mnie poznajesz?
Young nic sobie nie robił z sytuacji w jakiej się znalazł, z uśmiechem patrzył na Wojownika Shoku czekając aż spróbuje on dopełnić swoje zadanie, lecz ostateczny cios nie nadszedł. Jaszczur w końcu dostrzegł oczy przywódcy a w nich szalejące piekło, wówczas słowa przywódcy ,,poznajesz mnie?" nabrały nowego sensu. Jaszczurowaty był w nie lada zaskoczeniu tym co właśnie się dzieje i z tego powodu zapytał Raimunda:
- Jak...?
Przywódca odłożył miecz i chwycił Younga za dłoń po czym pomógł mu wstać. Książę wciąż był szoku, jednak trzeźwość umysłu sprawiła iż znów zapłonęła w nim chęć panowania nad całym światem która stała się tak realna jak on sam. Wreszcie chytry uśmiech Younga zamienił się w długi, złowieszczy śmiech.
...
W tym samym czasie do klasztoru Xiaolin z dużą prędkością wleciał Dojo który od walki w lesie nie wydał z siebie ani słowa. Przeleciał niebezpiecznie nisko nad zewnętrznymi murami klasztoru. Smok zwinnie lawirował między budynkami po czym wylądował dokładnie przed Budynkami rady starszych i osobistej kwatery Mistrza Funga. Smok ognia zeskoczyła ze Smoka jeszcze zanim ostatecznie wylądował i pobiegła co sił w stronę budynku ich mistrza. Wbiegła do środka i po przebiegnięciu kilku metrów bez zapukania otworzyła drzwi po jej prawej stronie. Na przeciw niej znajdowało się biurko przy którym siedział Mistrz, Wbiegła jak burza do pokoju lecz przez swoje roztargnienie potknęła się o próg i upadła na podłogę. Mistrz widząc to poderwał się z krzesła i podbiegł do dziewczyny aby jej pomóc wstać:
- Kimiko, nic ci się nie stało?
Japonka z pomocą mistrza wstała, po czym na tychmiast wtuliła w niego płacząc i wydając z siebie nie zrozumiałe urywki słów. Nauczyciel przed nią przyklęk i zapytał:
- Już dobrze, spokojnie. Powiedz co się stało.
Dziewczyna nie potrafiła zebrać słów w jedno konkretne zdanie wciąż wciskając się w pierś Mentora.
Po chwili zdyszani przybiegli Clay i Omi, mały mnich już od samego progu krzyczał w stronę mistrza starając się zachować spokój:
- Mistrzu! Mistrzu Fung, stało się coś strasznego!!!
Nauczyciel od razu przykuł wzrok na małego mnicha.
- Co się stało?!
Clay wyprzedził żółto głowego i odpowiedział:
- Raimundo oszalał! Kompletnie zwariował!!! Rzucił się na nas jak wściekły, zagłodzony wilk na kawał mięsa...
Mistrz słuchał tego jednocześnie próbując uspokoić dziewczynę, nie wiedział jak rozumieć i co miało by znaczyć takie postępowanie Smoka Wiatru. Chcąc zebrać więcej informacji o tym zajściu zapytał:
- Jak do tego doszło? I gdzie on teraz jest?
Kowboj próbował z całego dnia wyciągnąć najważniejsze rzeczy, w końcu zaczął opowiadać lecz Kimiko nie dała mu dojść do słowa, przez łzy odrzekła do Mistrza.
- To nie mógł być Rai, on tego by nie zrobił... Coś mu musiało się stać.
Na tym zakończyła, nie obchodziło ją to że przyjaciele na nią patrzą ze zdziwieniem. Zawsze sądzili że tak twarda dziewczyna jak ona nie powinna płakać.
Do pokoju wpadł Dojo który miał założony na łeb żółty kask budowlany, trzymający w łapach kilka desek i młotek. Przerażony Gekon szybko podpełzł do najbliższego okna i zaczął do niego przybijać deski, uderzając młotkiem raz za razem jakby oszalał. W mgnieniu oka zabrał się za kolejne i kolejne okno. Clay lekko zaniepokoił się o gadziego przyjaciela, podszedł do niego i złapał w dłonie próbując oderwać go od tej czynności. Dojo nie miał zamiaru przestać zabijać okna, obiema łapami mocno złapał się jednej z przybitych już sztachet.
- Zostaw!!! Ja nie chcę umierać...
Kowboj w końcu oderwał smoka od deski mówiąc:
- W porządku kolego, nikt cię nie zabije ale co ty u licha kombinujesz?
Dojo z przerażeniem w oczach nakrzyczał na Smoka ziemi.
- Nic nie jest w porządku!!! Lada chwila wszyscy zginiemy... On w każdej chwili może tu przyjść!!!
Clay nic z tego nie zrozumiał co gekon próbuje mu powiedzieć?
- Co ty bredzisz? Niby co się stanie i kto cię tak przeraża?
Zielono-łuski wskoczył na pierś kowboja i przyciągnął jego kołnierzyk do siebie.
- Raimundo...
Omi słyszał wszystko o czym mówił smok lecz nie rozumiał dlaczego miałby się bać Raimuna?
- To Raimunda się tak obawiasz? Przecież jest naszym przyjacielem.
Gekon zeskoczył z Claya i szybko podpełzł do Omiego i w identyczny sposób wskoczył i złapał za kołnierzyk Mówiąc spokojniejszym lecz dalej przerażonym głosem.
- Nie, nie samego Raimunda tylko tego który zawładnął jego ciałem. Jak tylko pomyślę że Kharr jest na wolności i w dodatku opętał naszego przywódcę! Ten demon jest tak potężny i niebezpieczny że aż mi łuski dęba stają!!!
Mistrz Fung usłyszawszy te słowa pobladł a jego oczy szeroko się otwarły. Oderwał się od płaczącej wojowniczki i odpowiedział do wybrańców:
- Jeżeli istotnie Dojo mówi prawdę to niech nas Bóg ma w swej opiece...
Clay dalej nie miał pojęcia o kim mówi smok i mistrz dlatego rzucił po pokoju pytanie:
- Kim jest ten Ghar czy jak mu tam...?
Mistrz Fung podszedł do wielkiego regału ze starożytnymi księgami i z najwyższej półki zabrał bardzo grubą księgę obłożoną w gadzią skórę z namalowanym na niej smoczym okiem.
Kładąc ją na swym biurku z jej zakamarków wydostały się tumany kurzu, otworzywszy ją i chwilę czegoś szukał w jej wnętrzu po czym odrzekł do wojowników.
-Kharr jest 1500 letnim demonem stworzonym podczas pierwszego pojedynku mistrzów w którym brali udział Wielki Mistrz Dashi i  Wuya. Został przez Wuyę stworzony do siania śmierci i terroru na świecie wraz znią. Jednak Dashi wygrał pojedynek i uwięził wiedźmę w magicznej szkatułce lecz demon wciąż siał spustoszenie, puki nie został zamknięty w magicznym artefakcie przez Mistrza Guan i Dashiego. Przedmiot w którym był zaklęty symbolizował Heylińską władzę pod postacią Berła cienia.
Mistrz Fung zamknąwszy księgę odrzekł do wybrańców z przerażeniem w oczach.
- Sądzę że Raimundo napadnie nasz klasztor jeszcze dziś, i nie spocznie póki nas wszystkich nie pozabija. Musimy za wszelką cenę bronić klasztoru, ostrzegę mnichów i pozostałe klasztory. Przygotujcie się do odparcia ataku.
Mistrz wybiegł ze swojego pokoju i dalej na zewnątrz po czym zniknął za drzwiami budynku starszyzny klasztoru. Chwilę później rozległ się dźwięk gongu alarmowego, słyszalnego nawet kilkaset kilometrów dalej. Po wyjściu mistrza Omi podszedł do siedzącej na podłodze Dziewczyny:
- Kimiko, czy wszystko śpiewa?
Dziewczyna wstała, otarła rękawem twarz i cichym głosem zwróciła się do malca:
- Nic mi nie jest, i nie mówi się czy wszystko śpiewa, tylko czy wszystko gra.
Po tym zdaniu Japonka wyszła z pokoju i znikła za framugą drzwi. Smok Wody uznał że nie udało się mu rozweselić przyjaciółki wymuszonym przez siebie błędem w zdaniu, choć zazwyczaj wszystkich to na ogół rozweselało tym razem nie podziałało. Omi i Clay wyszli z pokoju  zostawiając roztrzęsionego Doja samego w pokoju który chwilę później znów wpadł w szał zabijania okien.
...
Tymczasem w odległym o parę kilometrów lesie znajdowała się Białowłosa. Idąc tak wydeptaną ścieżką rozmyślała nad swym położeniem, co ma teraz zrobić? Dokąd się udać? Nawet nie myślała o powrocie do swego domu który znajdował się tak daleko, wykończona marszem w końcu doszła do niewielkiego wodospadu zastanawiając się jak niby ma go przekroczyć w takim stanie? Usiadła na pobliskim Kamieniu i zaczęła mówić do siebie:
- Co za kretyn! Jak mógł mnie tak po prostu wyrzucić? Co on sobie myśli? Że ma władzę nad wszystkim i wszystko mu wolno?! Jak...
Dziewczynie puściły nerwy, po jej policzkach zaczęły spływać maluteńkie łzy. Zakrywszy dłońmi twarz pogrążyła się w smutku. Siedziała tak przez kilka minut aż zza jej pleców dało się słyszeć trzask gałęzi pod czyimiś stopami, usłyszawszy to zerwała się na nogi i w gotowości do obrony stanęła naprzeciw wysokiego mężczyzny który zmierzał w jej kierunku. Ten ktoś miał na sobie Shaolińską szatę barwy pomarańczowej z czarnym, połyskującym pasem wokół jego torsu a w lewej dłoni trzymał bardzo długą halabardę z ostrzem o dziwnym kształcie. Ray ustawiwszy się w pozycji do ataku krzyknęła w stronę nieznajomego:
- Nie zbliżaj się!!! Kim jesteś i czego chcesz!?
Osobnik zatrzymał się kilka metrów od dziewczyny i spokojnym głosem odpowiedział:
- Sądziłem że panience coś się stało, w końcu któż błąka się po leśnych rozstępach szlochając?
Białowłosa wciąż była gotowa do walki mimo zmęczenia, nie miała za grosz zaufania do kogokolwiek po tym jak Wuya ją wystawiła Chasowi. Zachowując względny spokój ponowiła pytanie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Kim jesteś i czego chcesz?!
Mężczyzna odpowiedział dziewczynie kłaniając jej się.
- Wybacz, jestem Mistrz Guan i pochodzę z Xiaolińskiego klasztoru. Mogę zapytać co robisz na tym odludziu i w takim stanie?
Ray trochę zdenerwowało to że ma przed sobą wroga z Xiaolin i nie mogła go zaatakować gdyż wykończona i poobijana nie ma za dużych szans z potężnie zbudowanym mnichem Shaolin.
Surowszym głosem odrzekła do Mnicha:
- Nie twoja sprawa. Zostaw mnie w spokoju!
Mistrz Guan Ukłonił się po raz kolejny:
- Najmocniej cię przepraszam, Sądziłem że będziesz zainteresowana moją pomocą.
Mistrz odwróciwszy się od niej zaczął odchodzić w swoim kierunku.
Białowłosa opuściła dłonie i uspokoiwszy się odezwała do Mężczyzny:
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Mnich zatrzymał się i odwrócił znów do dziewczyny mówiąc:
- Jeśli chcesz, możesz ze mną iść do klasztoru mistrza Funga, tam się tobą zaopiekują i opatrzą te rany.
Dziewczyna stanowczo odmówiła na jego propozycję, nie miała najmniejszego zamiaru pójść do swoich wrogów i prosić o pomoc. Czuła że sama sobie da radę i odrzekła:
- Za nic w świecie nie pójdę tam! już prędzej zginę niż tam się znajdę.
Mistrz odwrócił się i ruszył dalej pomału znikając między drzewami. Ray patrzyła w jego kierunku z założonymi rękami, nagle je opuściła i pobiegła w stronę Mistrza krzycząc:
- Hej! Czekaj!!!
...
W tym czasie, w klasztorze Xiaolin panowało paniczne barykadowanie bram wejściowych do świątyń, zabezpieczanie krypty z shen gong wu i wiele innych czynności mających wspomóc obronę. Kimiko, Omi i Clay bardzo ciężko trenowali na odnowionym placu, Smok wody ćwiczył celność lodowych pocisków na swojej przyjaciółce która miała ich unikać i ewentualnie niszczyć. Clay natomiast utrudniał reszcie ćwiczenia swym żywiołem, ciskając w małego mnicha wielkimi głazami. Mimo pełnego skupienia wojowników niezbyt im to wychodziło, w szczególności Smokowi Ognia któremu nie wychodziło blokowanie lodowych strzał aż w pewnym momencie jedna z nich trafiła ją i rzuciła na manekina znajdującego się po drugiej stronie placu. Omi pobiegł w tamtą stronę aby sprawdzić czy dziewczynie nic nie jest:
- Kimiko jesteś cała?!
Japonka wstała i otrzepała ubranie z kurzu, wówczas mały mnich odrzekł do dziewczyny.
- Musisz się bardziej postarać, od nas zależą losy świata i nie możemy przegrać...
Usłyszawszy to Smok Ognia nakrzyczała na małego mnicha:
- Łatwo ci mówić skoro nie obchodzi cię los przywódcy! Mam tego dość! Ciągle coś mu jest albo ktoś go prawie zabija!!!
Clay próbując uspokoić dziewczynę odpowiedział:
- Jest przywódcą, czyli najważniejszy z naszej czwórki dlatego najbardziej mu się obrywa. Teraz jest po stronie Heylin co znaczy że już przegraliśmy tę wojnę...
W pewnej chwili do uszu wybrańców dotarł znajomy głos Mężczyzny który stał w jednej z niezabarykadowanych bram:
- Czyżbym słyszał załamane głosy?
Omi od razu rozpoznał głos i z radosną twarzą pobiegł w stronę Mistrza:
- Mistrzu Guan! Skąd mistrz się tu wziął?
Smok Wody dostrzegł za Mężczyzną kobiecą postać, zatrzymał się i odskoczył w tył
Zobaczywszy za nim ich wroga, który jego i resztę przyjaciół niedawno zaatakował.
Żółto-głowy stanął w pozycji do walki i krzyknął w stronę dziewczyny:
- Precz z tond zła mocy, jeśli nie chcesz mieć z nami do czynienia!!!
Ray lekko się zdenerwowała i chciała ruszyć na mnicha jednak Mistrz Guan ją zatrzymał swą dłonią, sam zaś odrzekł do Smoka Wody:
- Spokojnie Omi, nie musisz się jej obawiać. Przyszła ze mną w innej sprawie.
W tym momencie na placu pojawił się Mistrz Fung który wyszedł na spotkanie z Guanem.
 Mistrz Guan ruszył z Białowłosą na środek placu gdzie przekazał dziewczynę Mistrzowi Fungowi mówiąc:
- Zajmiesz się nią?
Fung podszedł do Guana i Ray, położywszy dłoń na dziewczyny ramieniu odrzekł do niej:
- Choć moje dziecko, opatrzymy ci te rany.
Odchodząc Ray ciągle patrzyła na Gana z niepokojem aż zniknęła z Fungiem za rogiem jednego z budynków.
Smok Wody był tym zaskoczony i lekko zdenerwowany dlatego zaprotestował:
- Mistrzu Guan?! Jak możesz pomagać komuś z Heylinu?!
Mężczyzna podszedł do Wybrańców po czym odrzekł:
- Naszym zadaniem jest nie tylko zwalczać zło lecz także pomagać potrzebującym, nawet gdy są po przeciwnej stronie. Opowiedzcie mi co się tu dzieje?
Trójka przyjaciół wraz z Mistrzem udała się do klasztornej kuchni gdzie opowiedziała mu o całym zajściu. Guan był tą sytuacją zaniepokojony lecz wysłuchał całej opowieści, później sam zaczął opowiadać swoje do czynienia z demonem który wiele lat temu zawładnął jego przyjacielem a teraz Raimundem. Spędzili tam całe dwie godziny obmyślając plany obrony klasztoru odsuwając się od tematu przywódcy. lecz w pewnym momencie Kimiko zadała Mistrzowi pytanie którego odpowiedzi później pożałowała:
- Mistrzu Guan, jak pozbyliście się tego demona z twojego przyjaciela?
Mężczyzna spuścił wzrok ku ziemi po czym odpowiedział:
- Zabiliśmy jego żywiciela, było to jedyne wyjście żeby go zamknąć na zawsze w Heylińskim artefakcie.
Japonka straciła na chwilę władzę w rękach i nogach, udało się jej jednak usiąść na drewnianej podłodze. W myślach ciągle wmawiała sobie że to się nie dzieje na prawdę, to tylko zły sen i zaraz się obudzę. Uniosła głowę w stronę patrzących na nią przyjaciół i zapytała:
- Naprawdę nie ma innego wyjścia?
Guan podszedł do siedzącej dziewczyny i przyklęk obok niej mówiąc:
- Niestety ale nawet Mistrzowi Dashiemu się nie udało go ocalić.
Po twarzy japonki zaczęły spływać łzy które co chwila kapały na jej ubranie.
Clay przez ten czas nad czymś się zastanawiał po czym zapytał Mistrza:
- A widmo strachu? dzięki niemu przecież można dostać się do czyjej kolwiek podświadomości, wtedy można by jakoś wytępić tego ducha z Raimunda.
Mistrz Odwrócił głowę do Kowboja i z niepokojem odpowiedział:
- To możliwe lecz graniczy to z szaleństwem, nikt nigdy się na to nie odważył, wchodząc tam znalazłbyś się w świecie które zostało przez niego opanowane w dodatku aby go z powrotem uwięzić potrzebowalibyśmy artefaktu z którego uciekł.
Smok Ognia stanowczo odrzekła do Mistrza Guana i reszty:
- Jeżeli to jedyne wyjście to zgłaszam się na ochotnika...
Omi natychmiastowo jej odpowiedział:
- Kimiko, to samobójstwo. Rozumiemy że nie chcesz się pogodzić ze stratą przyjaciela tak jak i my, ale to bez sensu narażać życie.
Mistrz Guan również był temu przeciwny, nikt nie mógł się równać z Kharrem, zwłaszcza w jego naturalnym środowisku.
- Wykluczone, jesteś tylko małą, słabą dziew... Wojowniczką która nie poradzi sobie z nim.
Dziewczyna wstała z posadzki i opanowanym głosem odpowiedziała do Mistrza:
- Nie obchodzi mnie co mistrz mówi, nie mam zamiaru patrzeć jak zabijacie wybranego przez was przywódcę! Wolę zginąć próbując go ratować niż patrzeć bezradnie na jego śmierć!!! Clay! rusz swój teksański tyłek do krypty i przynieś mi Widmo Strachu!
Smok Ziemi nie odpowiedział na ostre słowa przyjaciółki tylko poszedł po przedmiot do krypty.
W w tym czasie  Mistrz Guan patrząc na japonkę odrzekł.
- Nawet jeśli udałoby się nam oswobodzić Raimunda z tego potwora to nie mamy tego artefaktu w którym był zaklęty.
Po tych słowach do uszu zebranych w jadalni dotarły słowa białowłosej dziewczyny która stała w jednym z wejść do pomieszczenia.
- Jeżeli wolno mi coś powiedzieć to wiem gdzie jest to czego prawdopodobnie szukacie.
Omi jak strzała podbiegł do Ray i złapawszy za skrawek jej ubioru krzyknął na nią:
- Rozkazuję ci na tychmiast puścić pawia!!!
Dziewczyna odepchnęła mnicha i zdziwionym głosem zapytała resztę grupy:
- Wy jesteście jacyś walnięci czy co?!
Kimiko odpowiedziała do niej sprostowawszy słowa Smoka Wody:
- Miało być że masz na tychmiast puścić farbę.
Białowłosa złapała się ręką za twarz po czym odpowiedziała mnichom:
- Wasza błyskotka została w miejscu gdzie przywódca mnie zaatakował i jeśli się nie mylę to wciąż tam ona jest.
Kilka sekund po jej słowach nastąpiło najgorsze, na klasztor zaczęły spadać pierwsze ogniste pociski które zniszczyły widoczną przez okno fontannę. Clay wparował do jadalni z shen gong wu jak huragan krzycząc:
- Już tu jest!!! Są ich tysiące, setki tysięcy!!!
Kimiko zabrała Widmo strachu po czym odezwał się do niej Mistrz Guan:
- Zajmiemy Raimunda do czasu aż będziesz gotowa trafić do jego umysłu. Pamiętaj, jeżeli w ciągu dwóch godzin nie uda ci się go oswobodzić z tego demona, będziemy zmuszeni go zabić.
Po tych słowach zwrócił się do Claya i Omiego którzy stali obok.
- Wy polecicie z Dojo po to Shen Gong Wu i natychmiast tu wrócicie.
...
Po drugiej stronie klasztornego muru stał Chase Young z Raimundem na czele ogromnej heylińskiej armii stworzonej z wiatru przez Smoka Wiatru. Armia była niepokonana gdyż jej rycerze nie byli żywymi istotami a jedynie wiatrem uformowanym na wzór człowieka uzbrojonymi po same zęby.
Główna artyleria ostrzeliwała mury klasztoru próbując je zniszczyć co pozwoliłoby armii wejść i dokonać rzezi na mnichach klasztoru. Brazylijczyk podszedł do wielkiej bramy wejściowej i przy pomocy wiatru przeskoczył mur znajdując się na klasztornym dziedzińcu. Mistrz Guan i Mistrz Fung natychmiastowo zaatakowali Chłopaka wraz z resztą mnichów uniemożliwiając mu zniszczenie zabezpieczenia bramy dzięki czemu armia dostałaby się do środka. Przez chwilę Brazylijczyk odpierał ataki mnichów po czym sam ich atakował rozrzucając po całym dziedzińcu. W końcu mistrzom udało się na chwilę przytrzymać wroga bez możliwości ruchu. Kimiko stała za rogiem z Omim i Clayem czekając na tą właśnie chwilę. Kowboj rzucił do przyjaciółki pytanie:
- Jesteś tego pewna żeby to zrobić?
Dziewczyna kiwnęła głową na potwierdzenie po czym wybiegła w stronę wyrywającego się z uścisku Raimunda. Japonka wykrzyczała nazwę magicznego przedmiotu po czym ten przemienił ją w niewielką mglistą chmurkę która dostała się do środka Smoka Wiatru przez jego ucho.
- Widmo Strachu!!!