piątek, 5 września 2014

Rozdział 14.

Przywódca staną w odległości kilku metrów od swego mistrza. Stojąc tak w miejscu zaczął zastanawiać się nad powodem wezwania go. Tuż obok dostrzegł Doja, który smacznie spał w swym hamaku.
Mistrz Fung spojrzał na Wojownika chłodnym spojrzeniem i wskazał na miejsce przed sobą.
- Usiądź chłopczę.
Chłopak posłusznie wykonał polecenie swojego nauczyciela, usadowił się przed nim i w ciszy czekał na dalsze instrukcje.
- Raimundzie, wiesz, dlaczego zostałeś wybrany na przywódcę?
Smoka wiatru lekko to pytanie zdziwiło, nie umiał zrozumieć, dlaczego mistrz zadał mu właśnie takie i co się za nim kryje. Jednak sam nie był do końca pewny, dlaczego on został wojownikiem Shoku a nie ktoś inny.
- Nie, mistrzu Fung, nie znam na to odpowiedzi, ale wierzę, że to nie był przypadek.
Fung wciąż patrzył głęboko w oczy swojego ucznia; dało się odnieść wrażenie, jakby czytał w jego myślach.
- Skoro sam uważasz, iż wybranie ciebie na przywódcę nie było przypadkiem, to co skłoniło cię do odejścia z klasztoru?
W głowie smoka wiatru nastąpiła chwilowa ciemność umysłu, wszystko jakby stanęło w miejscu, a myśl nasuwała się jedna, ale czy o tej myśli mówić? I jak zareagowałby na to Mistrz?
- No... wie Mistrz... to dosyć skomplikowana sprawa i wolałbym o niej nie mówić.
Nauczyciel, usłyszawszy te słowa, uniósł jedną brew ku górze na znak zdziwienia. Co prawda wciąż posiadał przy sobie muszlę telepatii i mógł jej użyć, lecz tym razem jej nie potrzebował, by zrozumieć chłopaka.
- Rozumiem cię, chłopcze, domyślam się co ci leży na sercu i duszy, czy dlatego chciałeś odejść z Xiaolinu?
Raimundo nie rozumiał, o czym mówi Mistrz. Czyżby użył muszli, aby poznać jego myśli? Niewiele więc myśląc zwrócił się do staruszka:
- Nie rozumiem, Mistrzu, przecież nic...
Mistrz Fung jednym skinieniem palca nakazał Przywódcy zaprzestanie dalszego dialogu, a sam zaś zaczął:
- Raimundzie, jestem stary, ale nie głupi, Jakiś czas obserwuję twoje zachowanie w stosunku do Smoka Ognia i widzę, że nie potrafisz pogodzić swojego przywództwa z tym, co teraz odczuwasz.
Wojownikowi Shoku opadła szczęka aż do samej podłogi, bo to, co usłyszał od swojego mentora, po prostu nim wstrząsnęło i oszołomiło. Najchętniej wybiegłby w tamtej chwili z sali w stronę wyjścia z klasztoru i już nigdy by się nie pokazał tam, lecz wiedział, że na próżno by szukał spokoju sumienia, gdyby z spróbował stamtąd uciec. Jego mina diametralnie się zmieniła; chłopak posmutniał i spuścił wzrok ku dołowi. Nie chciał już patrzeć na mistrza. Natomiast Fung patrzył na zachowanie swego ucznia, który wyglądał, jakby otrzymał od niego najsurowszą karę, jaką mógłby dostać, za jakiś błąd którego nie popełnił.
Staruszek uniósł się i podszedł do klęczącego Przywódcy, chwilę tak patrzył na niego w ciszy, lecz musiał jakoś pomóc chłopakowi, w końcu jest tam po to, aby szkolić swoich uczniów na wojowników Shaolinu, ale także służyć radą i słowem kojącym ból w innych problemach.
- Raimundzie...
Shoku stanął na nogi, lecz nie patrzył na twarz swego Mistrza, gdyż nie potrafił tego zrobić w tamtej chwili.
Mistrz uniósł dłoń, położył na ramieniu przywódcy, jednocześnie prowadząc go w stronę okna wyglądającego na dziedziniec i mówiąc:
-Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same w najmniej oczekiwanej chwili.
Raimundo zaczął się zastanawiać nad sensem tych słów. Trudno było mu je sobie przyswoić i zrozumieć.
Jednak w tamtej chwili nieco podniosły go duchu, po tych kilku dniach na jego twarzy zagościł lekki, lecz szczery uśmiech.
- Jej... skąd Mistrz bierze te powiedzonka, że tak pomagają?
Fung niewiele myśląc odrzekł do Brazylijczyka:
- Z miesięcznika zielarskiego „Jak urządzić skalny ogródek”.
Chłopakowi miło się rozmawiało, lecz zaczęło mu doskwierać zmęczenie, głośno ziewnął i przeciągnął się.
- Czy mogę odejść, Mistrzu? nie żeby coś...
Mentor przerwał Chłopakowi i sam odrzekł w jego kierunku:
- Tak, to wszystko, możesz odejść.
Smok Wiatru instynktownie ruszył w kierunku wyjścia z sali, już miał przekroczyć próg gdy...
- Raimundo?
Mistrz miał jeszcze jedno pytanie. Wojownik Shoku zatrzymał się i odwrócił w stronę mistrza.
- Tak ,Mistrzu?
Nauczyciel nie zwlekał z pytaniem:
- Czy widziałeś tego, kto cię zaatakował?
Raimundo stanowczo odpowiedział staruszkowi:
- Nie Mistrzu, nie wiem, kim była ta osoba. Mistrzu czy ta rozmowa może zostać między nami? nie chcę żeby ktoś...
Fung zwrócił do podopiecznego:
- Uciekaj spać, wszystko pozostanie w tajemnicy.
Shoku wyszedł z sali i zaczął kierować się w stronę pomieszczeń sypialnych, jednak niezbyt chciało mu się spać. Ostatnimi czasy, gdy nie mógł zasnąć, urządzał sobie mały trening na placu specjalnie do tego przeznaczonego, więc nie zastanawiając się zbyt długo, ruszył w kierunku dziedzińca.
Zanim dotarł do końca ciemnego korytarza, znów zaczęły go nachodzić jakieś głosy czyichś rozmów i złowieszczy śmiech, który jakby znał lecz nie potrafił go skojarzyć z konkretną osobą.
Wyszedł na mały plac na którym znajdował się najprzeróżniejszy sprzęt do celów treningowych: od zwykłych worków ze słomą poprzez manekiny i tor przeszkód. Co prawda nie wolno mu jeszcze trenować, lecz nie zwracał na to uwagi i podszedł do manekina. Wziął parę głębokich wdechów i zaczął atakować manekina ze wszystkich sił, dookoła zaczął unosić się pył oraz kurz wydobywający się z atakowanej kukły. Chłopak z każdym ciosem uderzał w manekina coraz silniej, aż w pewnym momencie belka trzymająca lalkę poddała się i pękła na pół.
Przywódca jednak nie miał dosyć. Nie poprzestał na jednym sprzęcie. Każdy, przy którym trenował, nie wytrzymywał ilości ciosów i rozlatywał się na części.
W głowie Brazylijczyka trwała bitwa, której nie było końca, jego zdenerwowanie potęgowało się wraz z narastającymi wspomnieniami które niedawno miały miejsce.
Po dwóch godzinach plac treningowy wyglądał jak po przejściu huraganu, wszystkie ozdobne wazony, zniszczony tor przeszkód i zniwelowane podwórze. W tamtej chwili plac wyglądał jak jakiś wybieg dla bestii, nie znającej litości dla wszystkiego co martwe lub żywe.
Pośród tego nieładu stał Przywódca, który ledwo stał na nogach, zmęczenie mocno mu doskwierało, zwłaszcza z powodu późnej godziny, lecz wciąż nie miał dosyć. Rozglądał się za godnym przeciwnikiem, z którym mógłby stoczyć pojedynek, niestety był sam w mrokach nocy i nie mógł liczyć na walkę z osobą.
Jego złość na siebie samego wciąż rosła z niewiadomego powodu. Szukając jej ujścia postanowił wyżyć się na drzewie, które rosło na placu treningowym, lecz jego siła była równa zeru, każda cząstka jego ciała oddawała ból porównywalny ze stąpaniem po rozżarzonych węglach. Postanowił przyzwać swój żywioł i zmieść z powierzchni ziemi to drzewo.
Szybkim ruchem ustawił się do ataku...
- Gwiazda Wudai... Wiatr!!!
Ku jego zdziwieniu nic się nie stało, drzewo wciąż znajdowało się na miejscu i raczej nie planowało się stamtąd wynieść.
- Co jest?!
Przywódca ponowił atak kilkukrotnie lecz bez żadnych efektów. Nie rozumiał, co się dzieje z jego mocą, która nie okazywała w żaden sposób swego istnienia. Chłopak zaprzestał ataków, był kompletnie wyczerpany i cały w kurzu, do tego bezlitośnie zaczęła boleć go głowa w miejscu, które było zabandażowane. Dotknąwszy ów miejsce poczuł, iż jest szczególnie wilgotne, opuścił dłoń przed oczy i ujrzał na niej mocno czerwony kolor który mógł świadczyć o otwarciu się rany i obfitym krwawieniu.
Szybkim krokiem ruszył do budynku, chciał jak najszybciej wrócić do swego pokoju, by zmienić opatrunek.
Przemknął się koło pokoju mistrza i dalej ruszył korytarzem, po drodze znajdowała się jadalnia w której zostało zapalone światło, znaczyć to mogło, iż ktoś w danej chwili znajduje się tam ,uniemożliwiając tym przejścia do pokoju niezauważalnym.
Raimundo cicho podszedł do wejścia do kuchni. Lekko wychylił część głowy, by zobaczyć kto tam się znajduje.
- O mamo... ja to mam pecha.
Na jego nie szczęście w Pomieszczeniu znajdowała się Kimiko, która najwidoczniej zgłodniała lub coś w tym stylu. Brazylijczyk postanowił zaryzykować i bezszelestnie obejść wejście do kuchni. Pomału przemieszczał się względem wejścia. W najmniej oczekiwanej chwili pod stopą Przywódcy zaskrzypiała deska podłogowa. Bojąc się zdradzenia swej obecności, zielonooki zwinnie przeskoczył na drugą stronę korytarza i równie szybko skierował się do swego pokoju.
Wszedłszy do swego pokoju zdjął zakrwawiony opatrunek, schował go do szuflady w biurku, w następnej kolejności wyjął z kieszeni plecaka kawałek bandaża i owinął go wokół rany, aby nikt nie zadawał niepotrzebnych pytań. Spoglądając na zegarek dostrzegł, iż do świtu zostały tylko trzy godziny, zabrał piżamę i szybkim krokiem skierował się do toalety. Odświeżywszy i przebrawszy się chłopak ułożył się na macie i zasnął.
Około godziny piątej rozległ się po całym klasztorze przerażający kobiecy krzyk, który obudził Raimunda.
- Co?... już pora na śniadanko?
Niecałą chwile później do chłopaka dotarło, iż może dziać się coś złego, zerwał się z maty i wybiegł z pokoju w stronę wyjścia na dziedziniec. Szybko przebiegł obok wejścia do kuchni i pokoju mistrza, wybiegł w piżamie na podwórze i zobaczył Kimiko, która patrzyła na zniszczony plac treningowy.
Smok Wiatru zaczął sobie przypominać swój nocny trening i jego napady złości, które wyładowywał na sprzęcie do treningów. Do Raimunda i Kimiko dołączyli Omi i Clay, którzy także nie rozumieli co się tu stało,. Nieco chwilę później przypełzł Dojo który mruczał coś pod nosem.
Smok wytrzeszczył oczy ze zdumienia i głośno krzyknął, tuż po tym dodał...
Już wcześniej wandale byli zmorą drobnych przedsiębiorców, ale to już przesada!
Smok Wody zwrócił się do smoka...
- Dojo? Wiesz kto to mógł zrobić?
Smok skrzyżował łapy i z lekkim zdenerwowaniem odrzekł.
- A skąd mam wiedzieć? Miałem wtedy przerwę i zdrzemnąłem się.
Żółtogłowy lekko zdenerwowany nakrzyczał na Doja:
- Jak mogłeś spać w takiej chwili?!
Gekon ze spokojem dalej mówił do Chińczyka:
-No co ja poradzę że miałem taki ciekawy sen z Raimundem...
Wszyscy zebrani równocześnie zwrócili wzrok na smoka, jakby był jakimś eksponatem. Clay dopytał się łuskowatego przyjaciela o konkrety:
- Chcesz przez to powiedzieć, że miałeś sen o naszym Przywódcy?
Smok chwilę się zastanowił nad czymś, po czym odrzekł.
No... miałem sen o tym, że Raimundo rozmawiał z Mistrzem o...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz