niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 27. Cz. 10.

Potężne trzaśnięcie kamiennych wrót rozniosło swe echo po okolicy.Poturbowana dziewczyna odruchowo rzuciła się na kammiennoą bramę:
- Raimundo!!! Nie rób nam tego!!! Nie zostawiaj nas!
Z całych sił próbowała jakoś otworzyć ją ale nic to nie pomagało.
Osunąwszy się na ziemię, skąpana we łzach dodała cichym głosem:
- Nie zostawiaj...
Nim dokończyła zdanie opadła na ziemię tracąc przytomność.
Dopiero po kilkunastu minutach ocknęła się w jakimś dziwnym miejscu.
Próbując sobie przypomnieć co się stało uniosła się i przetarła oczy.
Smok Ognia stała gdzieś w ogromnym ogrodzie pełnym krzewów o blado różowych kwiatach. To miejsce wydawało się jej dziwnie znajome. Przed sobą w odległości jakichś kilkunastu metrów dostrzegła Przywódcę który wydawałoby się chodził po niebie. Dziewczyna podeszła bliżej by dokładniej się temu przyjrzeć.
Nawet ją nie zastanawiało jakim cudem tu trafiła i czy to co teraz ma tu miejsce jest tylko złudzeniem. A może to co wcześniej się działo było tylko snem? Po krótkim spacerze dotarła do wyznaczonego miejsca, przysłaniając dłonią oczy przed palącym słońcem znów dostrzegła w górze swego przyjaciela. Okazało się że  Raimundo nie latał jak wcześniej spostrzegła a po prostu chodził po linie zawieszonej pomiędzy dwoma drewnianymi słupami. Pierwsza myśl jaka do niej dotarła to fakt że przecież Rai zanim trafił do klasztoru był zwykłym cyrkowcem i pewnie zatęsknił za dawnym życiem. Lecz jego oczy zasłonięte czarną przepaską nie wróżyło za dobrze:
- To niemożliwe - Pomyślała - Do reszty stracił rozum...
Smok Wiatru prawdopodobnie nawet  nie miał pojęcia iż jest obserwowany. Każdy swój kolejny krok wydawał się być w 100% przemyślany. W połowie drogi na drugi koniec liny przystanął na chwilę. Wcisnąwszy linę pod sobą między dwa pierwsze palce u stóp mocno je zacisnął. Stojąc tak w zupełnej ciszy rozłożył dłonie na boki wciąż utrzymując równowagę. Delikatny wiaterek ustał dając tym samym sposobność wykonania akrobacji. Przerażona dziewczyna widziała jak chłopak stopniowo przechyla się na lewą stronę. Nie chcąc patrzeć na jego upadek zasłoniła dłonią oczy. W tym czasie przywódca wykonał pełny obrót wokół liny a wróciwszy do pozycji wyjściowej puścił sznur wylatując tym samym parę metrów w górę. Kilka efektownych obrotów w powietrzu, podwójne salto w tył i perfekcyjne lądowanie spowrotem na linie:
- Wciąż nie wyszedłem z wprawy - Spostrzegł - Jeszcze tylko...
Nie dokończył tej myśli gdyż jego wyostrzone zmysły wyczuły czyjąś obecność w pobliżu. Czyżby ktoś z Heylinu mnie obserwował?
Poczynając od głębokiego wdechu, jednym ruchem dłoni nakazał swojemu żywiołowi wywołać silniejszy podmuch wiatru, który miał za zadanie zdemaskować nieproszonego gościa.
Mając pewne podejrzenia co do tożsamości tajemniczego obserwatora postanowił go trochę wystraszyć. Dziewczyna nagle została uniesiona przez żywioł na jeden ze słupów:
- Do reszty zgłupiałeś?! Masz mnie natychmiast spowrotem zabrać na dół! Kapujesz?!
Wykonując kilka zgrabnych obrotów przeskoczył na koniec liny gdzie znajdowała się dziewczyna. Odwiązując z tyłu głowy opaskę, zabawnym tonem zwrócił się do niej:
- Ładnie to tak podglądać?
Smok Ognia nie mając żadnego wytłumaczenia na swoje postępowanie, kilkukrotnie się zająkała.
Na to brazyliczyk wysunął lewą dłoń w jej kierunku uśmiechnął się zawadiacko:
- Choć... To proste...
Japonka miała złe przeczucia co do słów chłopaka:
- Ale...
Widząc niepewność w jej oczach, dodał delikatnym ale stanowczym głosem:
- Zaufaj...
Nim Smok Ognia się zorientowała, już stała na kilkucentymetrowej szerokości linie. Przywódca cały czas trzymając dziewczynę za dłoń pomału prowadził ją na sam środek sznura.
Spoglądając na nieco zdezorientowaną Japonkę uśmiechnął się:
- Widzisz? Mówiłem ci... To prostsze niż walka ze Spicerem...
Kimiko odwzajemniła uśmiech którego potem gorzko pożałowała:
- Czekaj! Nie zostaw...
Puściwszy dłoń dziewczyny Raimundo oddalił się od niej na kilka kroków:
- Nie panikuj a nie spadniesz... A teraz idź w moim kierunku...
W tamtej chwili Smok Ognia miała ochotę złapać się czegokolwiek co uchroniłoby ją przed bolesnym upadkiem. Problem tkwił w tym iż stała na samym środku liny, kilka metrów nad ziemią:
- Jak przeżyje to cie zabiję!!!
- Co za matoł! - Pomyślała - Zaufaj takiemu a zaraz skończysz w gipsie...
Wciąż stojąc w miejscu z całych sił starała się utrzymać równowagę. Mimo to Raimundo dalej z lekkim uśmiechem spoglądał na podenerwowaną przyjaciółkę:
- No idziesz czy nie?! W razie czego złapie cie!
Starając się unikać przechyłów z pretensją odkrzyknęła Brazylijczykowi:
- Idź do diabła! Cyrkowy pajacu! Nigdzie się nie rusz...
Widząc iż dziewczyna zaraz straci równowagę delikatnie zeskoczył z liny i przy pomocy swojego żywiołu bezpiecznie wylądował na ziemi. W tym samym czasie Smok Ognia doszczętnie straciła równowagę bezwładnie spadając w dół. Zaciskając powieki i krzycząc na całe gardło czekała na nieuchronne zderzenie z ziemią. Minęło 5 sekund... I kolejne pięć ale kontakt z twardym podłożem nie następował:
- Hej... Wszystko gra?
Otworzywszy powieki, w blasku słońca dostrzegła lekko zmartwioną twarz Wojownika Shoku:
- Mówiłem że cię złapię...
Zdając sobie sprawę iż tkwi w ramionach Smoka Wiatru zaczerwieniła się.
Lecz po chwili te rumieńce zniknęły, uświadomiwszy coś sobie przyzwała swój żywioł zmuszając tym samym przywódcę do upuszczenia jej:
- Ała!!! Zgłupiałaś kobieto?! - Z  całej siły chłopak wymachiwał rękoma starając się stłumić ból.
W między czasie Smok Ognia podniosła się z ziemi:
- Odejdź ode mnie!!!
Brazylijczyk nie miał bladego pojęcia co zrobił źle i czemu dziewczyna go zaatakowała:
- O czym ty gadasz?! Czekaj!
Japonka zaczęła uciekać w kierunku najbliższych drzew.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz