czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 28. Cz. 11.

- Czekaj!
Nie zważając na wołanie przywódcy wbiegła w leśną gęstwinę. Drzewa pojawiały się i znikały za rozżaloną dziewczyną. To wyglądało jak ucieczka przed najgorszym złem jakie mogłaby sobie wtedy wyobrazić. Sto, pięćset, tysiąc metrów już przebiegniętych a mimo to wciąż biegła przed siebie, jakby próbowała uciec poza krawędź świata. Wykończona z trudem omijała kolejne przeszkody na drodze. Drzewa, ostre krzewy, niewielkie rozpadliny stawały się coraz większym utrudnieniem dla Kimiko. Uciec przed rzeczywistością, utopić krzyk w morzu ciszy, Zaznać spokoju to tylko kilka powodów jej zachowania. W międzyczasie z gęstych koron drzew zaczęły spływać krople wody które zapewne świadczyły o nadchodzącej ulewie. Lecz Smok Ognia miała to gdzieś i wciąż biegła przed siebie. Łzy zaczęły się mieszać z kroplami deszczu, resztki makijażu spływały po twarzy tworząc wielobarwne wzory. Przemoczone, pełne drobnych gałązek i liści włosy, pozbawione swoich kucyków były rozszarpywane przez krzewy. Ile jeszcze? Ile musi przebiec żeby uciec przed niechcianą rzeczywistością? Choć zmęczenie coraz bardziej doskwierało i nawet w głębi duszy pragnęła się zatrzymać to tego nie mogła uczynić. Jakby jakaś dziwna siła nią kierowała. W końcu rozmoczony grunt okazał przed dziewczyną pewien rodzaj łaski. Jedna źle postawiona noga i jeden śliski korzeń zagwarantowały Japonce iście bolesny upadek. Począwszy straciła orientację... Co się stało? Gdzie jest? Wszystkie kolory przyrody przysłoniła delikatna mgiełka która momentalnie pojawiła się na jej oczach. Krótko po tym przenikliwy ból jeszcze bardziej zamroczył Japonkę.
Przez kilka minut skulona w kłębek leżała na przesiąkniętej do cna ziemi majacząc coś pod nosem:
- To nie jest prawdziwe... To nie jest...
Otarłszy twarz zabłoconym i skrajnie przemoczonym rękawem starała się zlokalizować swoje położenie. Skąd biegła? I w którą stronę? Daleko jest od klasztoru?
Nieprzewidziany ruch ponownie obudził przeszywający całe ciało ból, który jak później spostrzegła skupiał się w okolicy lewej kostki. Resztkami sił podczołgała się do najbliższego drzewa i oparła o nie. Podkulając zdrową kończynę i odgrodziwszy się dłońmi od ponuro wyglądających pni drzew znów popadła w płacz. Mocno poszarpana i ociekająca z nadmiaru wody tunika nie dawała jakiejkolwiek ochrony przed deszczem a nic nie wskazywało na rychłą poprawę pogody.
Rozbijające się o liście krople zagłuszały delikatne pociągnięcia nosem Smoka Ognia. Zbliżającą się noc chyba spędzi tutaj - pomyślała.
I wtedy nad jej głową deszcz ustał, jakby zlitował się nad wojowniczką. Zaskoczona tą anomalią skierowała wzrok ku górze, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić w tymże celu została czymś okryta. Dopiero później spostrzegła iż jest to płaszcz przeciwdeszczowy:
- Nic ci nie jest?
Ten głos rozpoznałaby wszędzie:
- Wynoś się! Nie chcę cie widzieć!
Lecz Brazylijczyk nie usłuchał, przyklęk przed dziewczyną i skruszonym głosem dodał:
- Jeżeli chodzi o tamten numer z chodzeniem po linie to przepraszam. Nie powinienem był cie straszyć...
Mimo to Kimiko zrozpaczonym głosem wydzierała się na Smoka wiatru:
- Ty nie jesteś prawdziwy! To wszystko nie jest prawdziwe! To nie jest realny świat! Jesteś zwykłym snem i tyle!!!
Przywódca poczuł się tymi słowami urażony. Szybko stwierdził że coś się dziewczynie pokręciło i bierze go za jakieś halucynacje czy inne czary. Już miał wziąć Kimiko za rękę i sprowadzić ją do Mistrza Funa który może by coś poradził na to jej dziwne zachowanie. Lecz nie uczynił tego, przyjrzał się dosyć dziwnemu usadowieniu przyjaciółki która cały czas trzymała lewą nogę w okolicach uda. Mając pewne podejrzenia przysunął się bliżej zasłanianej kończyny. Delikatnie uniósł jej stopę kilka centymetrów nad ziemię i zaczął rozwiązywać rzemyk utrzymujący but na swym miejscu.
Mimo to Smok Ognia nie protestowała. Wycieńczenie nie pozwalało jej dalej krzyczeć na chłopaka. W międzyczasie Brazylijczyk ostrożnie usunął sandał ze stopy i podwinął nieco pończochę by ocenić rozmiar kontuzji:
- Coś ty kobieto narobiła?!
W miarę możliwości starał się nie sprawiać niepotrzebnego bólu przyjaciółce ale musiał coś tymczasowo zaradzić, przynajmniej do czasu powrotu do klasztoru:
- Gdyby dziecinka nie skakała to by stópki nie złamała - Odrzekł zaczepnym tonem.
Złamana?! - Niechcący pomyślała na głos...
- Skręcona... - Surowszym głosem sprostował swoją wcześniejszą odpowiedź..
Po tych słowach wojowniczka oparła głowę o pień za sobą i przymknęła nieco oczy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz